2 stycznia 2013

Karaluch (5/?)


Pairing: Taoris
Uwagi: Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale jako że mamy już nowy rok postanowiłam wziąć się za pisanie bardziej i tak oto piąta część Karalucha! Za wszelkie błędy przepraszam, pewnie jest sporo powtórzeń i moje standardowe błędy interpunkcyjne, ale to przez to, że pisałam to o pierwszej w nocy dzień po sylwestrze. xD
ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA! <3

Karaluch (5/?)

Wstawanie do pracy nigdy nie było ulubionym zajęciem Yi Xing’a. Szczególnie w takie dni kiedy miał już cudowne plany i wolałby mieć chwilę dla siebie, żeby dobrze się na nie przygotować. W pracy, mimo tego, że był tylko kelnerem, naprawdę się męczył. Targanie ciast, kaw i innych smakołyków dla często wrednych i nienauczonych kultury klientów potrafiło wycisnąć z niego ostatnie krople energii, a ta energia na ten jeden konkretny dzień była mu naprawdę bardzo potrzebna.
Wyłączając budzik o 05:30 rano czuł się naprawdę paskudnie. Przetarłszy zaspane powieki wierzchami dłoni ledwo co zwlókł się z łóżka, a kiedy wówczas spojrzał na zegarek ponownie dostrzegł, że od obudzenia się do momentu wstania minęło już prawie 15 minut. Musiał się śpieszyć, by się nie spóźnić. Autobusy tak wcześnie jeździły, a on tak bardzo lubił sobie pospać…
Szybkie śniadanie, prysznic dla ożywienia się, wyszperanie z garderoby w miarę dobrych ciuchów, które mogłyby nadać się na późniejsze wyjście… Ubierając się stanął przed lustrem. Krytycznie zlustrował swoją sylwetkę tak, jakby zrobił to Wu Fan i westchnął. Nie umiał sam się ubrać na tyle dobrze, by komuś zaimponować, ale nie miał też czasu na to, żeby eksperymentować. Eh, gdyby pomyślał o tym wcześniej… Dlatego też postanowił zostać w tych zwykłych, jasnych spodniach z dżinsu, białym podkoszulku i ciemno szarym, luźnym swetrze. Mając nadzieję, że to w czymś pomoże zawiesił sobie na szyi metalowy nieśmiertelnik, a potem błyskawicznie spakował się do pracy.
Ledwo zdążył na autobus, bo kiedy ten już odjeżdżał z przystanku Yi Xing dosłownie w ostatniej sekundzie wpadł do środka przez zamykające się drzwi ruszającego pojazdu. Dysząc ciężko, narażony na zaskoczone spojrzenia innych pasażerów zajął jakieś wolne miejsce przy oknie. Na dworze było już naprawdę zimno, a tu… tu było dosyć ciepło, przez co na szybach pojawiała się para. Kelner bez namysłu  rysował szlaczki palcem na szybie powoli składające się w jakieś napisy. Dopiero po chwili zorientował się, że napis, jaki udało mu się wykonać oznaczał po prostu „Lu Han”. Aż kaszlnął zaskoczony i całym rękawem ciepłego płaszcza starł dzieło, jednocześnie odsłaniając widok na mijaną okolicę.
Z miejsca, w którym wysiadał z autobusu nie miał daleko do pracy. Właściwie tylko kilkanaście kroków. Zawsze przychodził najwcześniej dlatego, że kolejny autobus przywiózłby go już dużo po godzinie rozpoczęcia roboty. Dzięki temu dostał na szczęście klucz i miał możliwość wejścia do lokalu przed wszystkimi. Automatycznie okrążał uliczkę, by dostać się do środka tylnymi drzwiami, więc nie zauważył, że drzwi i okna od frontu nie były zasłonięte roletą antywłamaniową.

***

Wu Fan przygryzł nieznacznie wargę i miał szczerą nadzieję, że chłopak stojący naprzeciwko niego nie był w stanie tego dostrzec.
- Jeśli przyszedłeś po to, co zabrałem z domu Lu Han’a to wiedz, że już dawno  tego   nie   mam – mruknął pod nosem Tao ani na sekundę nie spuszczając swego przeszywającego wzroku z nieco jakby sparaliżowanego blondyna, którego sam nie do końca spodziewał się w tym miejscu zobaczyć. On natomiast jedynie prychnął pod nosem nagle sprawiając wrażenie całkowicie wyluzowanego. Złudzenie.
- Nawet nie obchodzi mnie co z tym wszystkim zrobiłeś…
- Sprzedałem i kupiłem jedzenie . – Tao przerywając mu wywrócił nieznacznie oczami.
Odruchowo zerknął za siebie, jakby sprawdzając czy w drodze ewentualności ma jakąś drogę ucieczki. Miał, cała klatka schodowa była wolna. Nie czuł skruchy po ewidentnej kradzieży. Jednak wolałby uniknąć tego, co rozegrało się kilka dni wcześniej, kiedy to spotkał się z tym eleganckim biznesmanem pierwszy raz.
Głośne westchnięcie rozległo się w całkowitej ciszy, która po zakończonych słowach czarnowłosego zapanowała na klatce.
- A ty co? Na piknik tu przyszedłeś? – parsknął zaraz Tao wskazując palcem na reklamówkę pełną pysznych bułek i pączków z niedalekiej piekarni. – Idealne miejsce na takie wypady. Uważaj na szczury, wpierdolą co do okruszka…
- Zamknij się – przerwał mu Blondyn wyraźnie niezadowolony z tonu z jakim odnosił się do niego młodszy chłopak. Wyciągnąwszy reklamówkę przed siebie spojrzał na   niego   znacząco. – Przyniosłem to dla Ciebie...
Aż skrzywił się, kiedy śmiech wyrostka zahuczał echem po pustym budynku.
- Przyszedłeś tu, żeby dać mi żarcie?
- Zamknij pysk, brudna szmato i bierz to, zanim stracę cierpliwość.
- Bo co? – wredny uśmieszek nie schodził z ust Zitao, kiedy ten opierając się o belkę nośną drugą ręką trzymał się za brzuch, jakby właśnie przed chwilą śmiał się tak bardzo, że rozbolały go wnętrzności.
- Bo panowie w mundurach dowiedzą się gdzie mieszkasz i w końcu skoszą Cię do pierdla.
- Straszysz mnie policją? – uśmiech z twarzy młodszego zniknął. Może i mało przeżył w swoim krótkim życiu… ale trochę już na koncie miał i nie za bardzo uśmiechało mu się zostać zamkniętym. Oj, nie.
Wu Fan jedynie uśmiechnął się nieznacznie i przestąpił z nogi na nogę. Poczuł satysfakcję, kiedy tą jedną małą groźbą doprowadził Tao do pozbycia się pewności siebie w całkiem sporym stopniu. Teraz ten czarnowłosy szczyl wyglądał jak przestraszony dzieciak mający nadzieję, że postawą nadrobi rodzący się wewnątrz strach. W końcu nawet najgorsi przestępcy bali się policji. Nie chcieli zostać zamknięci.
- Dwie bułki i jeden pączek są moje. Ewentualnie mogę odstąpić jedną bułkę, choć przyznam, że jestem głodny. Twój brat pewnie też.
Skąd on wie…? – przemknęło przez głowę naprawdę zdziwionego w tym momencie Chińczyka, a przy tym zrobiło mu się aż słabo. Nie potrafił zrozumieć jakim cudem Fan dowiedział się o tym, że ma młodszego brata. Przecież on nigdzie stąd nie wychodził, nie wychylał nawet nosa przez zabite deskami okna… Ale skoro on wiedział, to mu siało mu o coś chodzić. Na pewno nie na darmo szukał informacji na ich temat. Z lekkim wahaniem wyciągnął rękę w stronę reklamówki z jedzeniem, a potem jednym szarpnięciem wyrwał ją z dłoni blondyna. Wzrokiem tylko przemknął po zadbanych, długich palcach, a potem odwrócił się na pięcie i zaczął zbiegać po schodach w dół.
Wu Fan nie musiał się długo zastanawiać. Pobiegł od razu za nim. Po pierwsze z ciekawości, a po drugie dlatego, że w reklamówce ciągle było jego własne śniadanie. Nie chciałby chodzić głodny tego dnia.
Długie nogi czarnowłosego Chińczyka sprawiały, że ten przeskakiwał stopnie w zastraszającym tempie. Wu nie był gorszy,  a nawet miał dłuższe nogi, więc z łatwością udawało mu się go dogonić, zeskakiwać za nim ze schodów jak jakiś cień, uważnie obserwować każdy ruch i swoje śniadanie tak, jakby zaraz miało zniknąć i już nigdy się nie pojawić zostawiając go głodnego do końca życia. Mijali kolejne piętra, w końcu zauważył, że minęli już główne wejście na klatkę schodową i zbiegali w dół przez kolejne wyrwane z zawiasów drzwi. Wyglądało na to, że mieszkańcy zrobili sobie lokum w piwnicach bloku. W końcu to było chyba najlepsze rozwiązanie. Bo choć od ziemi ciągnął chłód, to nie musieli się martwić targającym wiatrem. Tao zatrzymał się przy niedużych drewnianych drzwiach prowadzących do czyjejś  niegdysiejszej piwnicy, którą przywłaszczyli sobie bezdomni. Odwrócił się w stronę Wu sprawdzając czy pobiegł za nim aż tu. Blondyn zatrzymując się tuż za nim rozejrzał się wokół z uwagą. Było ciemno, na sto procent nie było też prądu, żeby oświetlić chłodne pomieszczenia. Ogromne pajęczyny w kątach niskiego sufitu oświetlane były jedynie malutkimi wiązkami światła dostającymi się do piwnic przez nieduże okienka pod sufitem, których szkło pomalowane było na czarno. Niestety okienka były już stare i popękane, więc słońce dawało radę się tu wedrzeć razem z podmuchami wiatru. Spojrzał pod nogi. Posadzka z kamienia pokryta warstewką piachu i brudu nie wyglądała zbyt przyjemnie. Zaraz obok drzwi, przy których stali zobaczył drugie drzwi, lecz uchylone. Zdążył tylko zerknąć na nie, zanim chłopak nacisnął klamkę i swoim chrapliwym głosem ponaglił go do wejścia do środka.
Nie miał teraz możliwości odwrotu. Odetchnął głęboko i postanowił wejść do ciemnej piwnicy wcześniej odgrodzonej drewnianymi drzwiami. Dopiero, kiedy przekroczył próg dostrzegł w dosyć długim, wąskim pomieszczeniu na samym końcu małą świeczkę rzucającą tańczące promyki na zawiniętą w brązowy koc kulkę leżącą na starym materacu wśród mnóstwa szmat, ubrań, prześcieradeł i nawet resztek styropianu walającego się wokół. Kulka słysząc dźwięk zamykających się za Wu drzwi poruszyła się, a zza brązowego, poplamionego czymś koca wychyliła się główka chłopca.
Wu Fan nie widział zbyt dobrze w tak głębokim mroku, ale wydawało mu się, że chłopiec może mieć około 6 lat. W tej myśli utwierdził go zaraz głos dzieciaka: delikatny i piskliwy.
- Zitao… Baozi chyba umiera…
Podczas gdy blondyn stał niepewnie wpatrując się z daleka w leżącego na odpadkach chłopca Tao po prostu przemknął obok niego i szybkim krokiem podszedł do brata.
Kucnąwszy przy chłopcu Tao złapał za róg koca i podniósł go, odsłaniając wszystko, co się pod nim znajdowało. Jego brat ubrany w wielki, stary sweter wygrzebany pewnie z jakiegoś kosza dla ubogich siedział teraz po turecku i zmartwiony wpatrywał się w dużego owczarka leżącego obok z podkulonym ogonem.
Minęła chwila, nim biznesmen postanowił podejść nieco bliżej. Ostrożnie stawiał kroki, jakby bojąc się, że nadepnie na coś nieprzyjemnego takiego jak psie odchody, jakiegoś szczura albo jeszcze coś gorszego. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło, a on podchodząc na stosowną odległość niepewnie oparł się plecami o ścianę, by móc przyglądać się całej sytuacji całkowicie biernie.
Zitao odłożył reklamówkę z bułkami i pączkami na bok, by następnie pochylić się nad psem gładząc go nieznacznie po brzuchu. Wyłapanie wzrokiem jego długich, brudnych palców przemykających gładko między gęstą sierścią psa nie było trudne i właśnie to pierwsze zabrało dla siebie uwagę gościa.
- Ziwei, Baozi jest już stary, masz rację, zdycha.
Wu przełknął głośno ślinę.
- Ale tam gdzie pójdzie będzie mu lepiej, p-prawda, braciszku…?
- Oczywiście, kochanie, o to się nie martw.
Chłopiec uśmiechnął się nieznacznie. Łatwo było dostrzec uderzające podobieństwo pomiędzy nim a Tao. Obaj mieli identyczne nosy i tak jakby… podkrążone oczy. Obaj wyglądali, jakby nie spali od tygodnia. Jedynie młodszy brat Zitao miał usta nieco większe, pełniejsze. Jego ciemne oczy ukryte pod przydługawą czarną grzywką opadającą na twarz prześlizgnęły się szybko po reklamówce z jedzeniem, a potem zatrzymały się na stojącym pod ścianą blondynie, którego na samą tego świadomość przeszedł niekontrolowany dreszcz.
Oczy tego dzieciaka… wydawały mu się takie puste, pozbawione jakichkolwiek uczuć. Podczas, gdy w jego starszym bracie ciągle dostrzegał wolę walki i jego różne, niesamowite humorki tutaj widział tylko pustkę. I ta pustka go przerażała. Po raz kolejny przełknął ślinę, jednak tym razem postarał się, by nie było to już tak słyszalne.
- Oh, Ziwei, to jest Wu Fan. Mój kolega – zaczął nagle chłopak zauważając, że dwóch otaczających go osobników mierzy się wzrokiem. – Przyniósł  dla nas śniadanie.
Dopiero wtedy blondyn został uwolniony z pułapki oczu dziecka, bo chłopiec na sam dźwięk słowa „śniadanie” automatycznie się ożywił.
Podszedł nieco bliżej siedzących na materacu braci. Nie pytał, czy może usiąść obok nich i po prostu to zrobił, byle z dala od zdychającego psa. Sięgnął po reklamówkę z jedzeniem i wyjął z niej pączka postanawiając osobiście wręczyć go wygłodniałemu chłopcu. Jego małe, łapczywe dłonie natychmiast złapały za polany słodkim lukrem wypiek, a on wbił w niego swoje mleczaki, których lekki ubytek Fan zdążył w międzyczasie zauważyć.
Kolejnego pączka podał Tao. Dziwnie ucieszył się w sercu, kiedy młodszy nie zmierzył go pogardliwie, a jedynie wziął wypiek i sam zaczął jeść go powoli. Nie wiedzieć czemu Wu krajało się serce, gdy patrzył jak oni jedzą. Nie dlatego, że byli brudni i pchali wszystkie zarazki z rąk do ust. Raczej dlatego, że wyglądali jakby jedzenie sprawiało im tak niesamowitą przyjemność, a jakby nie mogli doznawać jej codziennie. A co, jeśli faktycznie nie mogli? Przez myśl przeszło mu co w takim razie stało się z pieniędzmi, które Tao za ukradzione z domu Lu Han’a rzeczy podobno wydał na jedzenie. Postanowił jednak o to nie pytać.
Wszyscy trzej jedli w milczeniu. Ciszę wokół przerywało jedynie ciamkanie małego Wei oraz chrapliwe oddychanie psa leżącego częściowo pod kocem, który w miarę możliwości ogrzewał jego wymarznięte ciało. Co jak co, ale było naprawdę zimno. Nawet tutaj.
- Ilu was tu mieszka? – zapytał nagle Wu  Fan, gdy skończył swojego pączka i oblizywał czyste palce ze słodkiego lukru.
Przez chwilę odpowiadała mu jedynie cisza i to nieco denerwujące jedzenie dzieciaka, ale nie zrażał się. Czekał.
- Czterech – powiedział w końcu Tao. Nie odrywał wzroku od jedzenia, lecz zwolnił nieco jego pochłanianie. Wyglądało na to, że po prostu nad czymś rozmyślał. Wu za to wolał nie przerywać.
- Wy i tych dwóch starszych?
- Mhm…
- Musicie się stąd wynieść.
Czarnowłosy uniósł na niego wzrok błyskawicznie, a mężczyźnie wydawało się, że zaraz prychnie tak, że cała zawartość jego ust wyląduje mu na twarzy.
- Nie ma mowy! – krzyknął, jednak dopiero wtedy, kiedy połknął.
- Słuchaj, to nie jest mój kaprys – zaczął spokojnie biznesman. – Podobno ten budynek przeznaczony jest do rozbiórki.
- Ale to jest nasz jedyny dom…! – zawtórował mu Wei, na co Wu aż podskoczył w miejscu.
- Nikt nam nie powiedział, że mają burzyć ten budynek, więc się stąd nie ruszymy!
- Właśnie, nikt wam nie powiedział, więc ja to robię…
Tao zerwał się na równe nogi. To, że zaczął górować nad blondynem zdecydowanie tamtemu nie przypadło do gustu. Już sekundę potem obaj stali przed sobą. Twarzą w twarz.
- I tylko po to tu przyszedłeś? – wysyczał Tao przez zaciśnięte zęby.
Ogromna ochota splunięcia intruzowi w twarz chodziła po głowie bezdomnego, lecz zdusił ją w sobie wiedząc, że to mogłoby się źle skończyć. Oddychając głęboko zszokowany i jednocześnie wściekły wpatrywał się zawzięcie w mężczyznę. Nigdy nie robił tego tak dokładnie jak wcześniej. To było aż… niezręczne.
- Nie. Przyszedłem tu po to, by z dobrego serca nakarmić dwie zawszone sieroty.
To był cios prosto w serce. Tao nie poruszył się, a Wu Fan jedynie posłał mu okropny uśmiech przypominający uśmiech psychopatycznego mordercy po dokonaniu zbrodni, odwrócił się i ruszył w stronę drewnianych drzwi, przez które mógł wydostać się z pomieszczenia. Ostrzegł ich. Tylko to przecież miał dziś na celu…

***

Co zrobić?! Co zrobić?!
Yi Xing wybiegł przed lokal wpatrując się tępo w zegarek w swoim telefonie. Był przerażony, zszokowany i jednocześnie załamany, bo kiedy wszedł do kawiarni wszystko wyglądało dobrze. Wszystko wyglądało dobrze do momentu, w którym nie zauważył rozwalonej kasy, a potem nie znalazł żadnych pieniędzy, które były tam przecież zawsze.
Telefon trząsł mu się w dłoni.
Co teraz powiem szefowi?!
Nie rozumiał… To była tylko jedna noc bez rolet antywłamaniowych, a wystarczyło. Zapomniał je opuścić, kiedy poprzedniego dnia wychodził z pracy ze swoim przyjacielem. Teraz mógł przypłacić to własną posadą.
Oddychał szybko kręcąc się w kółko i próbując zrozumieć w jaki sposób ktoś dostał się do środka, rozwalił kasę, przeczesał wszystkie skrytki i wyszedł ze wszystkimi pieniędzmi.
Nie… nie było na to czasu. Zadzwonił na policję już drugi raz. Zapomniał, że zrobił to kilka minut wcześniej, gdy zobaczył kasę. Nie pamiętał takich rzeczy. Kobieta po drugiej stronie kazała mu się uspokoić i zaczekać, ale on nie mógł czekać. Nie mógł stać bezczynnie i patrzeć, jak traci pracę przez własną głupotę i tego złodzieja! Tego niesamowicie sprytnego głupka! Tego…
- ZITAO!

14 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się to opowiadanie :D
    Już nie mogę się doczekać jak to będzie dalej z Tao i Wu Fan'em oraz oczywiście kolejnej części *3*

    Pozdrawiam i życzę duuużo weny na nowy rok :3

    /Nuke~

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam Twój ff w nocy ( miałam bezsenną, bo trochę SeKai pisałam, a potem patrzę, że wstawiłaś new posta. Od razu przerwałam swoje zajęcie, aby przeczytać ) , ale dopiero teraz komentuję, bo wcześniej nie miałam do tego głowy. Hahaha xD Ogólnie lubię czytać Twoje ff w nocy. Ogarnia mnie wtedy klimat na to i lepiej się wczuwam w historie, które tworzysz.
    ------> a teraz tak bardziej na temat :
    Przerażają mnie problemy Tao i to, że sytuacja życiowa nie pozwala mu zaspokoić swojego głodu. Nio, Taorisa nie kocham jakoś, ale Ty potrafisz sprawić swoją twórczością, że wciągam się w ten pairing. :) Twój Taoris ma to " coś" , co zdobywa moje serce. Włamanie - zaciekawił mnie ten wątek. Czekam na nexta! :)

    Ogólnie przeczytałam wszystkie Twoje prace, które są na blogu i myślę, że masz bardzo charakterystyczny styl pisania . Nie chodzi mi o jakieś tam głupie błędy ( one mnie nie obchodzą ) . Twój styl pisania, budowanie rozbrajających, zabawnych zdań... ----> uwielbiam <3

    Życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. NARESZCIE KOLEJNY ROZDZIAŁ UHFDKNXAHAZAKLHASDFG!!!

    na początek powiem, że czekałam na to straaaasznie długo i baaaardzo chciałam w końcu to przeczytać <3

    świetne! właśnie na coś takiego czekałam! :D
    tylko szkoda, że takie krótkie (mówi ta, której rozdziały mają paręnaście linijek xD)
    ogólnie to dużo błędów nie wyłapałam, tylko gdzieś mi parę razy mignęły powtórzenia, poza tym zero :3

    po pierwsze:
    błagam, zrób coś, żeby Tao żyło się lepiej, bo tak strasznie mi go żal T^T

    po drugie:
    chciałabym teraz osobiście podziękować Krisowi za przyniesienie śniadania chłopakom i trzepnąć po głowie za jego standardowe zachowanie. to taka kochana szuja ~~

    po trzecie:
    gdzie mój LayHan? ;A;

    czekam na dalsze części i życzę duuuuużo weny ^.^

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Twojego TaoRisa. I u Ciebie Tao to nie słodki maknae, ma swój pazur, tak jak Kris. Skurwiel z klasą. Już nie mogę się doczekać reszty. Weny, byś częściej pisała!

    OdpowiedzUsuń
  5. KRZYCZĘ PONOWNIE, APELUJĄC BYŚ NIE PISAŁA FORM GRZECZNOŚCIOWYCH Z DUŻEJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Poza tym, że totalnie nie znasz zasad interpunkcji jest dobrze^^ No i parę powtórzeń, ale to tam~~

    Anyways- nie powiem, KOCHAM szuję Krisa i dobrze o tym wiesz, ale Tao, który nie jest super słodkim maleństwem też kocham, więc robisz mi dobrze <3 I POWIEM CI, ŻE MNIE ZASKOCZYŁAŚ TYM WŁAMANIEM!!!!!!!!!!!!!! ALE WIEDZIAŁAM, ZE TO TAO!!!!1 Otoke, co teraz?

    PS. Zwei i Baozi ok.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się strasznie podobało ! Zakochałam się w tym ff. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu wydarzeń. Życzę kolejnych wspaniałych pomysłów !

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyjemnie się czytało, lubię to jak piszesz. Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oh Jezu!Jakie to jest genialne O.O Ostatni...chce dalej. Jej...Tao bezdomnym. Kris brutalem. Siostra LuHana mnie denerwuje ale to normalne. Błagam! Pisz dalej!^^
    G.G
    love-is-still-love.blogspot.com
    i-love-you-monkey.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. matko, to jest wspaniałe!!! Cały "Karaluch" jest wspaniały *O*
    Tao jako dobry, starszy brat... i ten Wei... kiedy spojrzał Krisowi w oczy... miałam szklanki w oczach, chyba zbyt przeżywam fanfiki, boli ;-;
    Można liczyć na kolejne części? :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Kolejna część jest w trakcie pisania, więc owszem, możesz czekać na kontynuację. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. będziesz jeszcze kontynuowała pisanie? Baaardzo mnie wciągnęło i aż się boje że mogłabyś je zostawić niedokończone -_-

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne jest to opowiadanie i serio żałuję,że nie wpadłam na nie wcześniej. Mam nadzieje że będzie jego kontynuacja, bo jestem ciekawa dalszych losów Tao i jego brata. Poza tym musi być w końcu TAORIS <333 Życzę weny i czasu na dokończenie tego opowiadania, bo moim zdaniem naprawdę waaarto!

    Pozdrawiam,
    Lan Meigui
    [kolor-zycia.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  13. tyle razy czytać całego Karalucha,żeby odnowić miłe wspomnienia,aby nie zapomnieć,bo piękne cudo,a niedokończone ;_;
    DOKOŃCZŻESZ,BO SERDUSZKO MI MARZNIE ;^;

    OdpowiedzUsuń
  14. Zajebiste to!!! Piszesz tak lekko i ciekawie że aż nie chce się odrywac od takiej lekturki ^^ Czekam na następną częśc <3 WENY! Taoris idealny!

    OdpowiedzUsuń