18 października 2012

Karaluch (3/?)


Pairing: Taoris
Uwagi: pojawiają się standardowo wulgaryzmy oraz błędy składniowe i czasem interpunkcyjne (piszę w nocy, a wtedy już nie myślę o błędach xD). Być może też inne, ale nie zwracajcie na nie uwagi. Liczy się treść! <3
ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA!


Karaluch (3/?)


Lu Han był bardzo dobrym człowiekiem. Nie potrafił przejść obok cudzego nieszczęścia. Włączała mu się wtedy taka przeogromna chęć pomocy, takie nieprzyjemne kłucie w sercu, które nie pozwalało mu na to, żeby po prostu odwrócić się i odejść udając, że nie zauważył żadnego znaku świadczącego o tym, że ktoś potrzebuje mniejszej lub większej pomocy. Oprócz tego, że nie potrafił omijać ludzi potrzebujących nie potrafił też odmówić tej przyjemności z pomagania im sam sobie. Nic dziwnego więc, że kiedy w końcu udało mu się dojechać jednym z wieczornych autobusów do centrum Pekinu i spacerem dojść do Bei to właśnie on dowiedziawszy się o ciekawym „znalezisku” przyjaciela przed wejściem zaproponował, żeby zabrać leżącego w krzakach nieprzytomnego bezdomnego chłopaka do siebie. Wu Fan długo protestował. Jego złość po tym, jak właśnie ten leżący w krzakach chłopak opluł mu buty, zniszczył garnitur i dodatkowo próbował okraść mu dziewczynę najwyraźniej nie minęła. On w przeciwieństwie do dobrodusznego brata swojej dziewczyny był raczej człowiekiem, który zamiast pomagać zwyczajnie wolał albo szkodzić albo po prostu ignorować. Ale wieczne odmawianie blondynowi o ślicznej twarzy lalki, która w żaden możliwy sposób nie oddawała jego prawdziwego wieku nie należało do rzeczy, jakie byłby w stanie zrobić.
- Tylko jak my go stąd wyciągniemy? – zapytał Wu wyraźnie niezadowolonym tonem głosu. Kto normalny promieniowałby szczęściem, gdyby jego najlepszy przyjaciel namawiał go do rzeczy, które są wbrew jego naturze? – Nie dotknę go…
- Yifan, jestem pewien, że Ciebie to on też wolałby nie dotykać. – burknął jego starszy towarzysz i pokręcił głową z politowaniem, przy czym nieco rozgarniając krzaki na boki spojrzał z góry na nieprzytomnego Chińczyka na tyle, na ile pozwalało mu słabe światło latarni przy chodniku. – Jak myślisz? Coś mu jest czy po prostu się zapił?
- Strzelam, że jest najebany i jak obudzi się u Ciebie w domu, to zarzyga Ci cały dywan.
Lu Han tylko wywrócił oczami teatralnie i postanawiając dalej nie słuchać wiecznie marudnego przyjaciela zwyczajnie pochylił się nad bezdomnym. Z trudem udało mu się przewrócić go na plecy, w czym przeszkadzały wszechobecne badyle krzaków, ale kiedy to zrobił specjalnie jeszcze sprawdził, czy aby chłopak w ogóle żył i oddychał. Nic jednak nie wskazywało na to, by miało być inaczej.
- Złap go za nogi i wyciągnijmy go stąd. – powiedział w końcu, a sam złapał leżącego za ręce.
Wyższy skrzywił się mocno, jakby to wszystko miało wywołać u niego jakieś dziwne zmiany skórne, ale ostatecznie uległ prośbom Lu i pochyliwszy się oplótł długimi palcami szczupłe kostki bezdomnego, które odsłonięte były przez przykrótkie, starte dżinsy. Zauważył przy tym, że ten nawet nie miał na stopach skarpetek. Nie potrafił sobie wyobrazić jak można o tej porze roku chodzić po mieście bez skarpetek. Jeszcze do tego w rozklejających się butach. Szybko porzucił próby wyobrażenia sobie tego, gdy zdał sobie sprawę, że przecież ma do czynienia z człowiekiem bez pieniędzy i domu. Chyba nawet poczuł do niego lekkie współczucie. Albo po prostu kiszki skręciły mu się w brzuchu na sam kontakt dłoni ze skórą jego nóg.
Wspólnymi siłami udało im się wyciągnąć Chińczyka z krzaków na chodnik, a wtedy Lu Han założył ręce na piersi i zamyślił się. Obaj przyjechali do centrum autobusami. Żaden z nich nie miał przy sobie auta, a pchanie się autobusem z nieprzytomnym menelem raczej nie uśmiechało się ani jemu, ani Wu Fanowi. Pozostawało więc tylko zamówienie taksówki. Wiedział, że proszenie młodszego o zadzwonienie po taksówkę właściwie mijałoby się z celem, gdyż nie miał ochoty na kolejne spory o to, czy w ogóle powinni zajmować się tym bezdomnym, nieprzytomnym człowiekiem, więc sam wyjął z własnej kieszeni telefon komórkowy i wyszukując w kontaktach numeru należącego do jednej z większych sieci taksówkarskich w mieście przytknął głośniczek do ucha. Zamawianie samochodu nie zajęło mu dużo czasu. I z tego co się dowiedział długo też nie musieli na transport czekać. A im krótsze czekanie, tym Wu miał mniej czasu na marudzenie i ewentualne wycofanie się z całej akcji. I choć ten nie wyglądał na zbyt zadowolonego całą sytuacją, bo przecież przyjechał tu się nawalić, a nie zajmować jakimś małym śmierdzącym gównem, to nie protestował więcej. Być może był to skutek jego dużej sympatii do starszego przyjaciela. Albo to był po prostu już ten wrodzony urok Lu. Urok, którym dysponowała również jego młodsza siostra.
Taksówka pojawiła się zaledwie po pięciu minutach zatrzymując się idealnie przed Bei. Początkowo kierowca kręcił nosem na wiadomość, że będzie musiał trzymać niemytego od miesięcy bezdomnego na tylnym siedzeniu, ale kiedy Lu Han uśmiechnął się ładnie i zaproponował dodatkowy napiwek ten po prostu kiwnął głową i pozwolił mężczyznom wpakować do środka „nowego kolegę”, który nawet nic o tym nie wiedział. Niezadowolony Fan usiadł na siedzeniu obok kierowcy tłumacząc się tym, że nie ma zamiaru znów dać się poniewierać temu smarkaczowi w przypadku, gdyby znowu się obudził, więc to Lu zmuszony był do siedzenia z nim na tyłach i pilnowania nieprzytomnego, by nie walał się przy każdym zakręcie po wszystkich stronach świata. Kiedy tylko zamknęli drzwi i ruszyli już po kilkunastu sekundach czuć było w samochodzie nieprzyjemny zapach alkoholu, brudu i takiej… stęchlizny? Wu Fan modlił się wręcz o to, by kierowca kazał wywalić niekontaktującego chłopaka gdzieś na zewnątrz, ale to nie nastąpiło aż do osiedla mieszkaniowego, na którym już od kilku lat mieszkał Lu Han. Wielu ludzi zazdrościło mu tego, że udało mu się znaleźć ładny, jednorodzinny dom w przystępnej cenie i to jeszcze całkiem blisko centrum miasta. Teraz czasy były naprawdę ciężkie. Czasem nawet za mieszkania 2x2 trzeba było płacić majątek.
Wystarczyło, że samochód zatrzymał się tuż przed domem starszego, a Wu jak poparzony wyskoczył z niego jedynie mrucząc w stronę kierowcy ciche „dziękuję, do widzenia”. Od razu zgiął się w pół i zakaszlał, jakby przez całą drogę dusił się wstrzymując powietrze.
- Ja pierdole… - stęknął cicho, ale słysząc za sobą prośby Lu o to, by pomógł mu z wyciągnięciem chłopaka z auta jeszcze dodatkowo przeklął pod nosem. W każdym razie standardowo uległ i łapiąc znów dzieciaka za kostki razem z przyjacielem wyniósł go aż pod drzwi do domu.
Lu Han wydawał się nie czuć okropnego zapachu, jaki wydzielał ich nowy nieprzytomny towarzysz. To było aż niewyobrażalne, ale Wu Fan nie odzywał się na ten temat. Starszy zapłacił za taksówkę, a w momencie gdy ta odjechała wyjął z kieszeni spodni klucz do domu i przekręcając go w zamku znów z pomocą niezadowolonego przyjaciela wniósł bezdomnego do środka. Ostatecznie położyli go na kanapie w salonie, gdyż nawet Lu nie chciał widzieć go w swoim łóżku. Obaj zaraz po tym przysiedli na stoliku do kawy wpatrując się źródło nieprzyjemnych doznać zapachowych. Zapadła głęboka cisza przecinana jedynie ciężkim, świszczącym oddechem gościa.
- I co teraz…? – zapytał w końcu biznesmen ciągle zastanawiając się po co oni w ogóle go tu zaciągnęli.
- Musimy go obudzić, wykąpać i ubrać.
Kolejna chwila ciszy zapadła między nimi. Lu był drobnym chłopakiem. Nie nosił też zbyt dużych na siebie ubrań. A leżący przed nimi Chińczyk zdecydowanie był większy od niego… co oznaczało…
- Nie ma mowy. – powiedział nagle całkiem surowo wyższy i wstał, żeby podejść do okna i uchylić je. Znów zaczynał czuć ten zapach. Śmierdziały mu ręce…
- Oh, Wu, zostawiłeś u mnie te ubrania rok temu! Nie przypomniałbyś sobie o nich, gdybym nie wspomniał, że trzeba go ubrać! – zawołał oburzony blondyn i również wstał podchodząc do niego i lekko uderzając go pięścią w ramię. – I tak byś ich nie zabrał!
- Żaden jebany gówniarz, menel i pijak do tego nie będzie nosił moich ubrań w żadnym wypadku! – zawtórował mu Wu Fan i odwracając się w stronę przyjaciela lekko pchnął go na jeden z wolnych foteli.
Chłopak ledwo utrzymał równowagę, lecz gdy mu się to udało od razu posłał przyjacielowi nieprzyjemne, a nawet mordercze spojrzenie.
- Jesteś bezdusznym chamem, Wu Fan!
- A w Twoim domu śmierdzi kloszardem.
- Jak wyjdziesz, to przestanie.
- Ty bezczelny…!
- Panowie, ciszej trochę, głowa mnie boli…
Obaj zamarli w bezruchu, by po tym w jednej sekundzie spojrzeć w stronę kanapy, na którą od chwili czasu nie zwracali już uwagi. Blady jak ściana chłopak o czarnych włosach i mocno podkrążonych oczach siedział na miękkim siedzeniu z głową nieco spuszczoną i masował się brudną dłonią po skroni. Brodą dotykał swojej klatki piersiowej. Wyglądał na wyczerpanego, zmęczonego i chyba skacowanego. I o dziwo nie wyglądał na zbyt zaskoczonego swoim obecnym położeniem, jakby w ogóle nie zwracał uwagi na to gdzie zasypia i gdzie się budzi. Jakby to po prostu nie miało najmniejszego znaczenia. W ogóle nie patrzył na dwóch kłócących się mężczyzn.
Lu Han momentalnie podszedł bliżej niego i przywołując na usta czarujący uśmiech pochylił się delikatnie w jego stronę.
- Dobrze się czujesz? Chcesz coś zjeść? Jakąś tabletkę na ból głowy? Zaraz przyniosę dla Ciebie nowe ubrania! – mówił lekko podekscytowany tym, że może komuś pomóc. Wyciągnął dłoń w  kierunku czarnej czupryny chłopaka. Dotknął jego włosów. – Wykąpiesz się, a potem…
Szybkie uderzenie w nadgarstek przerwało blondynowi, który cofnął się natychmiast przestraszony taką nagłą reakcją Chińczyka. Nawet nie zdążył zarejestrować tego uderzenia. Jedynie je poczuł. Ono jednak nie umknęło uwadze Wu Fana.
Nim wyczerpany chłopak zdążył zareagować już zebrał na twarz porządny cios dużej dłoni wysokiego mężczyzny, który chwilę po tym złapał go za materiał starej, śmierdzącej bluzy i podniósł go tym samym do pionu nawet nie zwracając uwagi na to, że przy szarpnięciu kilka szwów na materiale rozerwało się i zostawiło za sobą spore dziury.
- Słuchaj, gówniarzu… - zaczął wpatrując się ze złością w nieco przymknięte oczy gościa, którego twarz zastygła w wyrazie zaskoczenia po silnym uderzeniu. Na jego policzku odbiły się nawet długie palce Wu. – Będzie tak, jak mówił Lu Han, rozumiesz, uliczna szmato?
Odpowiedziało mu milczenie. Jedynym odgłosem jaki wówczas rozległ się w salonie był dźwięk przełykanej śliny. Wydawało się, że w pionie trzymał Chińczyka tylko Wu Fan, a oparte o podłogę odziane w zepsute adidasy stopy nawet nie utrzymywały ciężaru jego ciała. Chwila ta trwała aż nader długo…
- Jak masz na imię? – zapytał w końcu nieśmiało Lu.
Masował sobie nadgarstek palcami, wyglądał, jakby ugryzł go jakiś niewytresowany, biedny piesek, a on mimo wszystko chciał go przygarnąć i oswoić. Tak, dokładnie tak skojarzył sobie zachowanie przyjaciela Wu Fan spoglądając na niego krótko kątem oka.
- Zitao… - odezwał się w końcu cichy, nieco chrapliwy głos chłopaka.
- Więc teraz Zitao posłusznie idzie się umyć, bo śmierdzi jak kupa gówna. – warknął trzymający go mężczyzna, a kiedy puścił materiał starej bluzy bezdomny opadł ciężko z powrotem na kanapę.
***
Ciepła woda obmywająca jego wychudzone głodem ciało wprawiała go w delikatne dreszcze. Miał wrażenie, że czuje każdą, nawet najmniejszą kroplę, która porywała  z ciemnawej skóry resztki martwego naskórka albo zwyczajny bród. Starał się nie zwracać uwagi na to, że w miejscach, gdzie spłynęły pierwsze stróżki skóra stawała się dziwnie jaśniejsza. Nie chciał nawet myśleć o tym, co się zacznie dziać, kiedy wyleje sobie na dłonie jeden z mnóstwa kolorowych żelów pod prysznic stojących na niewielkiej półce wbudowanej w kabinę prysznica. Był zmęczony, bolała go głowa i do tego piekł go policzek. Ten policzek był jednak skutkiem czegoś zupełnie innego niż kac i zmęczenie. Widniejące na twarzy ślady długich palców zdecydowanie wskazywały na to, że był to po prostu owoc złości jednego z mężczyzn, którzy musieli znaleźć go niedysponowanego… gdzieś. Zupełnie nie pamiętał gdzie stracił przytomność i w jaki sposób w ogóle doszło do tego, że znowu szlajał się po mieście z butelką taniego wina. A skoro nie mógł przypomnieć sobie tak istotnej rzeczy, to nawet nie próbował rozmyślać nad tym jakim cudem facet, z którym wcześniej wdał się w bójkę, na oczach którego później próbował okraść jakąś dziewczynę teraz w iście agresywny sposób zmusił go do pójścia pod prysznic. Z jednej strony nie podobało mu się to, ale z drugiej… Chyba faktycznie trochę zbyt ostro zareagował na zbliżenie się tamtego mniejszego. Przecież nie miał złych zamiarów. Złe zamiary już prędzej mógłby mieć tamten wyrośnięty, wielki… Ale teraz to już nie miało znaczenia. Liczył się tylko on, ciepła woda i żele pod prysznic.
Ciekawy każdego z zapachów, jakie kryły się w kolorowych butelkach otwierał każdą z nich. Każdy był cudowny. Każdy był zupełnie inny. I żaden nie przypominał zapachu szarego mydła, jakiego używał raz na jakiś czas… W końcu wybrał czekoladowy. Ten pachniał tak smakowicie, że Zitao nawet zastanawiał się, czy aby nie spróbować, czy nie smakuje podobnie. Szybko jednak z tego zrezygnował. Przecież to żel pod prysznic, a nie jedzenie. Co nie zmieniało faktu, że na samą myśl o czekoladzie zaburczało mu w brzuchu.
Wylał na dłonie całką sporą ilość pachnącego i myjącego specyfiku, a kilka sekund później zawzięcie obmywał każdy, nawet najmniejszy fragment swojego ciała nie omijając też tych najintymniejszych miejsc, do których higieny raz na jakiś czas służyło mu właśnie szare mydło.  Nie śpieszył się. Nie znał pojęcia oszczędzania wody. Gdy miało się tylko deszczówkę, to fakt, należało się wstrzymywać. Jednak teraz, kiedy woda leciała na niego nieprzerwanymi strumieniami nawet o tym nie myślał. Brązowa od brudu piana po kliku razach zaczęła robić się już biała, czysta, a Tao miał takie dziwne wrażenie lekkości… Jakby zrzucił z siebie zalegającą powłokę. Po kilku minutach sięgnął jeszcze po szampon. Gdy umył nim włosy pierwszy raz te pod palcami wydawały się takie… wysuszone, nieprzyjemne. Spróbował więc drugi raz. A wtedy, kiedy spróbował je przeczesać opuszkami palców, te okazały się gładkie i lejące razem z wodą tak delikatnie jak nigdy. Aż zadrżał. Nie pamiętał już kiedy ostatni raz był tak czysty jak teraz.
Minęło pół godziny, o ile nie więcej, nim wyszedł spod prysznica całkowicie odświeżony i pachnący. I szczęśliwy. Pamiętał, że niski blondyn przedstawiający się jako Lu Han zostawił mu ręczniki na pralce, pod czystymi ubraniami, więc wziął sobie duży, miękki materiał i owinął się nim cały jak jakąś peleryną niewidką.
Podszedł do lustra przecierając czarne włosy, by lekko je osuszyć. A kiedy spojrzał na swoje odbicie niemalże się nie poznał. Gdy wchodził do tej łazienki na początku zobaczył odbicie takie jak w oknach różnych lokali, czy lustrach samochodów – brudnego, bladego dzieciaka o podkrążonych oczach, jakby nie spał od kilku dni. Teraz mimo tego, że oczy ciągle miał podkrążone, a skórę dalej bladą wyglądał sto razy lepiej. Opadające na czoło włosy nie wyglądały już tako ohydnie i niehigienicznie jak wcześniej. Aż uśmiechnął się pod nosem gdzieś głęboko w duchu wdzięczny, że ten drugi, agresywny zmusił go do wejścia tutaj…
Ubrał na siebie przygotowane ciuchy dosłownie rozkoszując się ich zapachem czystości, miękkością… Czysta bielizna to coś, o czym marzył od dawna. Wygodne i ciepłe spodnie, czarna, gruba bluza… wszystko idealne na tą porę roku. Już robiło się strasznie zimno. Teraz przynajmniej nie będzie tak marzł…
I już miał wychodzić, kiedy przypomniał sobie, że przecież nie może ot tak przejść sobie obojętnie obok tych ludzi, bo nawet jeśli jeden z nich zmusił go do umycia się, to przecież wyszło mu to tylko na dobre. Wypadało więc podziękować. I może… przeprosić za sytuację sprzed kilku dni?
Wyszedł z łazienki po cichu, ostrożnie stawiając kroki jakby bojąc się, że w kapciach, które dostał do chodzenia po domu skręci sobie kostkę albo zwyczajnie się w nich przewróci. Rozejrzał się. W przedpokoju nie było nikogo. Dopiero po chwili usłyszał na lewo od siebie głos Lu Han’a, który – jak mniemał Zitao – ciągle starał się przekonać tego drugiego, że tamten powinien przestać tak boczyć się na Tao. Czarnowłosy już wcześniej słyszał jak agresor wyrażał swoje niezadowolenie wobec jego pobytu tutaj, ale nie wtrącał się. Tym razem też nie miał zamiaru się wtrącać. Jedyne co miał zamiar zrobić, to przerwać im tą rozmowę, a raczej monologi gospodarza domu.
Kiedy wszedł do kuchni poczuł na sobie dwie pary oczu, co od razu nieco zbiło go z tropu. Poczuł się skrępowany. Przesunął wzrokiem najpierw po przyjaźnie wyglądającym Lu, który trzymał w swoich dłoniach torebeczki z ugotowanym ryżem, a potem przelotnie zerknął na naburmuszonego giganta siedzącego przy stole z nogami na krześle. Przełknął głośno ślinę.
- Dziękuję… - wydusił z siebie w końcu, jednak bardziej w stronę niższego.
Lu Han uśmiechnął się promiennie, ale zamiast cokolwiek mu na to odpowiedzieć po prostu wskazał mu dłonią na jedno z czterech krzeseł rozstawionych wokół stołu.
Chwilę wahał się, zanim usiadł, ale ostatecznie zajął sobie miejsce naprzeciwko ciągle mierzącego go wzrokiem mężczyzny. Szczerze mówiąc już po kilku sekundach miał ogromną ochotę przywalić mu w twarz, żeby przestał, ale przypominając sobie o tym, że tamten potrafił być dość gwałtowny po prostu o tym zapomniał.
- Lu Han gege… - zaczął w pewnym momencie, ale nie dokończył.
- Tak? – zapytał blondyn wsypujący właśnie ryż do miseczek i dokładający do niego przygotowane wcześniej mięso z warzywami. Nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale był wewnętrznie dumny z tego, że ten dzieciak nazwał go w ten sposób.
- Twój przyjaciel sprawia, że czuję się niepewnie.
Wu Fan otworzył szerzej oczy, a sekundę później jego otwarta dłoń z plaskiem uderzyła w blat stołu. Zitao aż podskoczył, ale nie spojrzał na mężczyznę zza swojej przydługawej, czarnej grzywki. Lu zwrócił się w ich stronę z miseczkami i postawił je naprzeciw ich obu. Surowym spojrzeniem zmierzył natomiast nie Tao, lecz właśnie Wu…
- Przestań odpierdalać, Wu Fan. – mruknął zaraz siadając przy Tao i podając każdemu ze swoich gości drewniane pałeczki do jedzenia. – Jest w moim domu. A teraz jedzcie zanim wystygnie.

***

Od kilku godzin telefon nie dawał mu spokoju. Wibrował… nie dawał mu spać. A zmęczony całym tym dziwnym wieczorem Wu Fan potrzebował snu.
Leżał na plecach na łóżku Lu Han’a wpatrując się w sufit, którego i tak nie dostrzegał ze względu na ciemność, jaka panowała w sypialni. Kiedy u niego nocował często spali razem w jednym łóżku. Byli przyjaciółmi od dawna. Nigdy nie dochodziło do… czegoś, więc czemu miałby spać na przykład na kanapie w salonie? Tej nocy już szczególnie nie mógł tam spać. Dlaczego? Bo właśnie tam spał teraz Zitao… Ten głupi, bezdomny dzieciak, który już samą swoją obecnością niesamowicie działał mu na nerwy. Gówniarz, który wcześniej wydawał mu się strasznie pewny siebie i arogancki, a który teraz pokornie robił to, o co się go prosiło i nawet pomagał przy zmywaniu naczyń po posiłku. Dlaczego to robił? Może chciał się tylko podlizać, a potem, kiedy już wszyscy usną okraść cały dom i uciec? Akurat tym się nie przejmował. To był dom Lu. I choć byli przyjaciółmi, to właśnie Lu go tu sprowadził. Więc to będzie jego wina. Ten głupi dzieciak… był dziwny. Tylko to stwierdzenie pasowało do jego opisu.
Zerknął w stronę już setny raz wibrującego telefonu. Lu Mei nigdy nie dawała mu spokoju. W końcu złapał go w palce, odrzucił połączenie, a potem po prostu wyłączył telefon i wrzucił go pod poduszkę. Odetchnął głęboko przymykając powieki.
Już niedługo po tym przyśnił mu się. Zitao. Chłopak, który był dziwny.

7 komentarzy:

  1. Dobra tym razem postanowiłam wskazać Ci błędy~~ SZYKUJTA SIĘ! Za dużo razy zaczynasz zdanie od "Ale",to się nie powinno zdarzać, bo niszczy kompozycję tekstu i według zasad jest to nie stosowne, chyba, że w mowie potocznej. Masz dużo powtórzeń, np. " ale słysząc za sobą jeszcze prośby Lu o to, by pomógł mu z wyciągnięciem chłopaka z auta jeszcze dodatkowo przeklął pod nosem" - "jeszcze" dwa razy, nu nu! Jak ci brakuje słowa to słownik synonimów wita~~ W jednym miejscu napisałaś Wy a nie Wu i trochę niekonsekwentnie czynisz, raz pisząc Wu Fan, a raz Yifan. Wu Fan, czyli Fan bądź Wu Yifan, czyli Yifan, zdecyduj się xDDD Nie pisze się "Ciebie" "Tobie" i innych takich dużą literą w opowiadaniach, to tylko forma do listów (ew. emaili) ^^ Przed albo nie ma przecinka. "Ten policzek był jednak skutkiem czegoś innego, niż pijactwa, jakiego doznał zanim urwał mu się film." Można doznać pijactwa? xDDD Ciągle zaczynasz zdania od "A kiedy" "A wtedy", to trochę psuje płynność czytania, drażni w oczy. No, to tak na przyszłość. Ale ogółem cieszę się, że coś się zaczyna dziać, huehue. Agresywny Yifan - lubię. Jak walnął dłonią w stół to aż sama podskoczyłam...Luhan i kompleks miosierdzia always spoko. Pisz dalej i sprawdzaj błędy, bejb!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, zaraz poprawię i dzięki, że w końcu mi te błędy wytknęłaś. xD SZKODA, ŻE DOPIERO TERAZ, BO TERAZ MAM WIĘCEJ DO POPRAWIANIA DUPO WOŁOWA.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie xD
    Taoris zawsze spoko, a w Twoim wydaniu to już szczególnie! Błędów wytykać nie będę, bo szczerze powiedziawszy nawet nie zauważyłam... byłam byt zajęta przetwarzaniem treści xD Tao biedactwo, ciekawa jestem czy dalej potrafi swoje kung fu i w ogóle jakim cudem tak się stoczył. Co do Krisa, podoba mi się to, że jest takim chamem i nienawidzi Tao, opowiadania typu 'od nienawiści do miłości' są zdecydowanie najlepsze!
    I duży plus za kochanego Luhana! Właściwie to zabranie bezdomnego do domu jest mocno naciągane... ale na potrzeby opowiadania wybaczam ;))
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  4. TAORIS *_* czemu tak mało w necie opowiadań z nimi, kurde no ; ; Kris wygląda nawet na takiego... egoistycznego, zapatrzonego w siebie biznesmana, który takich jak menel bezdomny Tao najchętniej by zrównał z powierzchnią ziemi. W sumie to chyba się go boję. U Ciebie w opowiadaniu szczególnie! Czy tylko ja tak mam? XD
    I również jestem ciekawa jak Tao się tak stoczył. Mam nadzieję, że dowiemy się w bliższej lub dalszej przyszłości?^^
    Btw uwielbiam Twoje opowiadania. To i wszystkie poprzednie. Czytam Cię od dawna ale dopiero niedawno założyłam tu konto XD póki co najbardziej Baekyeol mi się podobał, ale chyba... chyba ten Taoris wygra XD
    życzę weny!
    http://twomoonswithexo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę lubię czytać twoje fanficki, ponieważ zdecydowanie należą do tych ciekawych i całkiem zabawnych. Fajnie opisujesz wiele scen i zachowań różnych postaci. Jeżeli chodzi o "Karaluch" i pairing Taoris, to idzie ci świetnie, przez co jestem ciekawa ciągu dalszego. Poza tym, nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby przedstawiać Tao jako bezdomnego. No ale to jest właśnie ten urok pełen niespodzianek, który roztaczasz nad swoimi opowiadaniami, czyniąc je cholernie wciągającymi.

    OdpowiedzUsuń
  6. błagaaaaaaaam, napisz już kolejną, część, bo nie mogę wytrzymać jak tak czekam XDDD

    OdpowiedzUsuń
  7. czytając końcówkę,od momentu w kuchni,przed oczami mam Luhana w fartuszku,żeby się nie ubrudzić,który,jak chodzi,potrząsa delikatnie bioderkami,dając innym oznaki,że do końca męski to on nie jest,a zachowując się nawet,jak jakaś ciocia dla obu złych na siebie wielkoludów. taka lekko żeńska wersja Lu w mojej głowie,co nie daje mi spokoju teraz,bo na momencie,że śpią w jednym łóżku,co jest normalne,wyskoczyła mi sytuacja,kiedy ten oto lekko niemęski Lu przytula się do Wu YiFanowego umięśnionego ramienia,będąc skulonym,a Wu leży prosto z ręką pod głową...................................................................jezu,co się dzieje? ;____;

    OdpowiedzUsuń