21 września 2012

Rehab


Rating: PG-13
Pairing: Baekyeol
Uwagi: nie pytajcie mnie dlaczego to powstało, nie pamiętam nawet co mnie do tego zainspirowało, ale wiem jedno. NIE MOGĘ PISAĆ. xD
PS. Większość błędów składniowych to celowy, ale już lekko podświadomy zabieg mojej własnej osoby. xD Kiedy jeszcze miałam 6 z polskiego właśnie te błędy według mojej nauczycielki nadawały moim pracom charakteru. xD
W każdym razie miłego czytania. <3


Rehab

Nie lubiłem tu przychodzić. Naprawdę nie lubiłem. Ten budynek kojarzył mi się tylko z bólem, zmęczeniem, wyczerpaniem i wyczekiwaniem na cud, jakim miał być wtedy lepszy, spokojniejszy dzień bez żadnych przykrych objawów czy kolejnych wyczerpujących zajęć, jakie kazali mi wykonywać Ci wszyscy dobrzy ludzie. I choć naprawdę nienawidziłem tego miejsca, to zawdzięczałem mu bardzo wiele. Bo po tych niekończących się dniach męki, codziennych terapii i znoszenia szeroko rozpowszechnionego idiotyzmu pozostałych pacjentów w końcu zacząłem czuć się lepiej, zaczynałem dochodzić do siebie, przestawałem myśleć o tym, co robiłem wcześniej, a co zaprowadziło mnie tutaj.

Chyba nikt z nas tak naprawdę nie chce swojej zguby, prawda? Nikt nie robi niczego specjalnie po to, by się stoczyć, upaść na najniższe szczeble społeczności, błąkać się po śmietnikach i kradzione pieniądze zarobione przez uczciwych ludzi wydawać na kolejne dawki amfetaminy.

Początkowo było pięknie. Wszystkie genialne imprezy zaliczone od początku do końca, mnóstwo poznanych nowych ludzi, darmowa amfa od przyjaciół, życie prawdziwego imprezowicza! Nawet nie wiem ile boskich lasek dzięki temu udało mi się zaliczyć, ile godzin przetańczyć na parkiecie bez żadnej przerwy, ile dni życia spędzić w zapchanych klubach, gdzie muzyka zagłuszała wszystko i wszystkich, a gdzie orgie działy się praktycznie w każdym kącie. Techno, amfa, amfa, techno!

Wszystko co piękne szybko się jednak kończy. Kiedy pojawiły się pierwsze omamy myślałem, że to tylko jakieś moje własne wymysły, albo że znajomy coś dorzucił mi do tradycyjnej strzykawki. Nie mogłem też zarazić się od nikogo żadnym gównem, przecież zawsze nosiłem ze sobą własne, sterylne igły, żeby, cholera, niczego nie podłapać, bo przecież chuj jeden wie jakie świństwa ludzie nosili w swojej krwi. Ale kiedy omamy zaczęły pojawiać się częściej zacząłem się trochę bać. Dziwne. Dopiero wtedy zacząłem zauważać, że jestem chodzącym zombie. Że praktycznie nic nie jem, moje ulubione, dopasowane rurki zaczynają spadać mi z tyłka, a własna matka przyjeżdżająca do mnie co niedzielę w odwiedziny kontrolne ledwo mnie poznawała. Ja, głupi, zrzucałem to na presję na uczelni. Ona nie wiedziała, że jakieś 3 miesiące wcześniej zostałem z niej wywalony.

Na imprezach nie czułem zmęczenia, nie czułem głodu, mogłem się bawić do rana! Ale następnego dnia zawsze ledwo udawało mi się podnieść z łóżka chociażby tylko po to, żeby udać się do łazienki i po ludzku wysikać. Zaczynałem miewać migreny, zawroty głowy… aż którejś nocy w zatłoczonym klubie, kiedy wziąłem swoją ostatnią dawkę w życiu dosłownie zginąłem w panice. Nie wiem co się wtedy działo. Wiem tylko, że panikowałem, krzyczałem i uciekałem przed czymś, czego nie było. Kiedy przerażony kumpel rano opowiedział ledwo żywemu mnie co się działo zrozumiałem, że to musi być wina tego cholernego gówna.
Zgłoszenie się do poradni nie było łatwą decyzją. Bałem się, że zostanę wyśmiany, nazwany głupcem czy coś w tym stylu. Bałem się też tego co się będzie działo ze mną, kiedy spróbuję to rzucić. Ale w końcu się odważyłem.

W klubach zawsze przedstawiałem się jako Bacon, tak zawsze przezywali mnie moi bliscy znajomi. Naprawdę dziwnie było mi podpisywać się w papierach przyjęcia na odwyk jako Byun Baek Hyun…
Pamiętam kilka pierwszych dni w tym domu. Nie było tak strasznie jak myślałem. Przemili ludzie, którzy zajmowali się mną jak prawdziwą indywidualną osobą, a nie kolejnym narkusem bez przyszłości, który przyszedł tu dlatego, że kazali mu rodzice. A takich było tu naprawdę dużo. I choć panowały tu niezłomne zasady, których  nieprzestrzeganie groziło wydaleniem z placówki te głupie dzieciaki i tak robiły co im się żywnie podobało. To działało mi na nerwy, bo ja przyszedłem tu z własnej woli. Chciałem być zdrowy. Chciałem, cholera, przestać babrać się w tym gównie! Ale o to było trudno.

Z początku miałem naprawdę mocną motywację, chciałem zerwać z klubami, z narkotykiem, ze starymi znajomościami, ba! Nawet chciałem się przeprowadzić do innego miasta, by zacząć od nowa, wrócić na uczelnię, przecież byłem dobrym uczniem! Ale im dłużej wieczorami po wyczerpujących zajęciach leżałem wpatrując się w sufit, tym bardziej chciałem wejść do zatłoczonej sali, wyrwać jakąś niezłą dupcię, a potem bez żalu przelecieć ją w kiblu tak, by wszyscy słyszeli. Wcześniej oczywiście biorąc to, co dawało mi możliwość czuwania całą noc…

I tak naprawdę już miałem rezygnować, ale do mojego pokoju wprowadził się nowy współlokator. Uzależniony od kokainy Park Chan Yeol.

Minęły już jakieś dwa miesiące odkąd opuściłem ośrodek z pozytywną opinią terapeuty i lekarza. Dwa miesiące, podczas których faktycznie przeprowadziłem się, wróciłem na uczelnię i przytyłem wracając do swoich normalnych kształtów, które zasłaniały te paskudnie wystające kości, z których kiedyś byłem znany wśród imprezowiczów.

Przez kilka długich minut stałem przed bramą i wpatrywałem się w ten pamiętny budynek odwyku stojący za ścianą wielkich, pięknych drzew teraz tak pięknie ozdobionych złotymi i czerwonymi kaskadami liści spadających pojedynczo przy każdym nieco mocniejszym dmuchnięciu wiatru. Trochę się wahałem, ale przecież obiecałem, że któregoś dnia go odwiedzę, że dam mu taką samą motywację, jaką on dał mi.
Dzwoniłem co kilka dni na telefon jego opiekunki, tam nie można było posiadać własnych telefonów czy komputerów. Tylko kontakt przez przełożonych był dopuszczalny. Ale to mi nie przeszkadzało. Jemu najwyraźniej też nie. Ale dziś mimo że miałem zadzwonić  - nie zadzwoniłem. Wpadłem na inny pomysł. Po prostu.

Wciskając guzik domofonu przy bramie odetchnąłem głęboko i zgarnąłem brązowe kosmyki swoich sypkich włosów z czoła do tyłu. Byłem trochę zdenerwowany.
- Dom Odwykowy Nadzieja, w czym mogę pomóc?
- B-Byun Baek Hyun… przyszedłem w odwiedziny…
Ciche bzyczenie z domofonu dało mi do zrozumienia, że pani przy domofonie otworzyła mi bramę. Pchnąłem ją lekko, a kiedy ta otworzyła się bzyczenie ucichło.

Nieco niepewnie wkroczyłem na posesję miejsca, w którym tak naprawdę spędziłem prawie rok czasu. W sumie… jakby się tak uprzeć, to całkiem sporo miłych wspomnień również miałem powiązanych z tym miejscem. Jednak większość z nich… zdecydowanie bardziej skupiało się na nadpobudliwym dzieciaku z tego samego pokoju. Szedłem powoli, wzrokiem omiatając wszystkie rosnące wokół drzewa, krzewy, nawet nieduży ogródek, którym kiedyś sam w ramach terapii zajęciowej zmuszony byłem się zajmować. Mimowolnie uśmiechnąłem się na wspomnienie wyrywania z ziemi marchewek. W końcu znalazłem się przed głównymi drzwiami ośrodka. Pchnąłem je i wszedłem do środka czując ten charakterystyczny zapach bzu… tak. Pani z recepcji kochała bez.
- Baekhyunie! – wesoły, kobiecy głos zza lady recepcji rozbrzmiał w moich uszach napawając mnie wspomnieniami. Jego właścicielka zawsze przynosiła mi pełno słodyczy. – Co Cię tu sprowadza?
Uśmiechnąłem się promiennie na widok starszej kobiety w okolicach siedemdziesiątki. Była niziutka, siwiejąca, ale zawsze wesoła, szczęśliwa. Wiedziałem, że była wdową, ale jakoś  nigdy nie sprawiała wrażenia smutnej czy zamyślonej. Kiedy ją o to kiedyś zapytałem odpowiedziała, że jej mąż jest teraz szczęśliwy w innym miejscu, a ona kiedyś do niego dołączy. Kochałem jej podejście.
Skłoniłem się nisko, a kiedy się prostowałem spojrzałem wprost w jej małe, ciemne oczy wyrażające zawsze tyle emocji.
- Przyjechałem w odwiedziny… do Chan Yeol’a. Obiecałem mu. – odpowiedziałem szczerze.
Kobieta na moment spoważniała patrząc na mnie zza lady, a potem klasnęła w dłonie i pokiwała głową.
- Na pewno się ucieszy, tylko uważaj… Kilka dni temu jakiś idiota zamienił mu cotygodniowy zastrzyk witamin na kokainę. Wyrzuciłyśmy łachudrę z ośrodka na zbity pysk, ale Yeolie teraz znowu cierpi. – powiedziała całkiem poważnie zniżając głos.
A ja o mało się nie zagotowałem. Kiedy wychodziłem Chan Yeol był już na dobrej drodze do tego, żeby stać się znowu normalnym, zdrowym człowiekiem. Ale teraz jakiś durny smarkacz, jeden z tych, co nie mają zamiaru zrywać z nałogiem, tylko siedzą tu przez rodziców zniweczył całe jego starania. No aż miałem ochotę znaleźć tego gówniarza i zajebać go własnymi rękami. Ale nie dałem poznać po sobie jakiegokolwiek zdenerwowania. Tak mi się przynajmniej wydawało.
- Poradzę sobie. I on też na pewno sobie poradzi. – zapewniłem pewien siebie, a następnie już żegnając się chwilowo z recepcjonistką skierowałem się do drzwi prowadzących w głąb ośrodka.
Pierwszy długi korytarz prowadził od razu do wielkiego, wspólnego salonu, gdzie moje oczy szybko napotkały kilka znajomych twarzy. I tych bardziej mi przyjemnych i tych mniej. Wu Fan, uzależniony od alkoholu intelektualista z książką; Se Hun, młody gówniarz, jeden z tych, którzy siedzieli tu przez rodziców, ale też jeden z niewielu, którzy jednak mimo wszystko się starali; Kai o dosyć nietypowym uzależnieniu... choć nie wszyscy wiedzieli co on tu robi, ja wiedziałem. Był seksoholikiem.  A w tym ośrodku panowało sporo twardych zasad. Jedną z takich zasad była całkowita abstynencja seksualna.

Przywitałem się z większością skinieniem głowy, nie miałem czasu na to, żeby zatrzymać się i pogadać z każdym. Śpieszyłem się do Chan Yeol’a. Z salonu do korytarzy z pokojami prowadziło kilka przejść, ale ja doskonale pamiętałem gdzie był mój pokój, który razem z nim dzieliłem, więc trafienie tam nie zajęło mi dużo czasu. Nacisnąłem klamkę i po prostu bez pukania wszedłem do środka. To co zobaczyłem…
Porozrzucane wszędzie ubrania, pościel leżąca na podłodze, przewrócone krzesło, lampka w kawałkach, łóżko na środku pokoju, a na tym łóżku zwinięty w kłębek wyrośnięty dzieciak o pofarbowanych na rudo włosach, które pozostawione mokre zawsze skręcały się w taki charakterystyczny makaron.
- Park Chan Yeol! – zawołałem.
Jego reakcja była natychmiastowa, ale… zdecydowanie nie taka jakiej bym sobie życzył.
Chłopak skulił się jeszcze bardziej i wydał z siebie taki przeciągły, okropny jęk bólu spowodowany najprawdopodobniej objawami zespołu odstawienia. Od razu przypomniało mi się jak po jego przybyciu przez ponad tydzień Yeolie tylko płakał, rzucał się, wymiotował i po prostu cierpiał nie potrafiąc znieść tego, że nie mógł sobie ot tak po prostu powdychać cracku.

Natychmiast podszedłem do jego wyciągniętego na środek pokoju łóżka, usiadłem na jego skraju i położyłem swoją małą, delikatną dłoń na jego nagim ramieniu. Leżał w samych spodniach. Pewnie po to, by nie zwymiotować na koszulkę. Zawsze tak robił. Za bardzo lubił swoje koszulki.
- Yeolie, brałeś tabletki…? – zapytałem go spokojnie, wiedziałem, że czasem o nich zapomina, a mimo dobrej opieki personel nie zawsze mógł być we wszystkich miejscach jednocześnie i pilnować każdego.
Młodszy pokręcił lekko głową. Tak jak myślałem. Podniosłem się i podszedłem do komody. To tu, w górnej szufladzie zawsze były wszystkie tabletki przeciwbólowe, które mogliśmy brać zawsze, kiedy były nam potrzebne, oczywiście pod kontrolą. Biorąc białą tabletkę paracetamolu zacząłem szukać jakiejkolwiek butelki z wodą. Znalazłem ją pod stertą ubrań przy łóżku, znów usiadłem na jego skraju i zwróciłem się do chłopaka.
- Usiądź.
Rudzielec nie zrobił tego od razu. Trochę się namęczył, zanim usiadł. Widziałem, że jest mu ciężko, był blady, niewyspany, całą twarz miał podrapaną, w ten sposób zawsze próbował odwracać swoją uwagę od innych nieprzyjemnych rzeczy. Doskonale go rozumiałem. Gdy otworzył usta położyłem mu na języku tabletkę i podałem butelkę z wodą do popicia. Gdy już wszystko połknął zakręciłem butelkę i odstawiłem ją w nogach łóżka. Wiedziałem, że to mu w pewnym stopniu pomoże. Zawsze pomagało chociaż na kilka godzin, a lepsze to niż nic. Pomogłem mu położyć się z powrotem.

Musiałem się czymś zająć, skoro młody musiał teraz zaczekać, aż paracetamol zacznie działać i dawać mu ulgę w cierpieniu. Wpadłem na pomysł, że pozbieranie ciuchów z podłogi będzie dobrym zajęciem. Tak też zrobiłem. Chociaż nie lubiłem sprzątać i raczej nie zabierałem się za to chętnie teraz zbierałem wszystkie ubrania wyrośniętego Koreańczyka, składałem je w kostkę, a potem chowałem do szafek schludnie i ładnie. Ba! Nawet zacząłem układać je kolorystycznie. Byłem już tak zajęty zastanawianiem się który odcień czerwonego jest ciemniejszy i który powinien leżeć na którym, że nawet nie usłyszałem jak z łóżka za mną Chan Yeol podnosi się i wolnym krokiem podchodzi do mnie od tyłu. Dopiero kiedy jego wielkie łapska znalazły się na moich biodrach, a jego  mały nos przesunął po boku mojej smukłej szyi zorientowałem się, że dzieciak już pewnie poczuł się lepiej.

Uśmiechnąłem się nieznacznie i schowałem koszulki do szafy, którą następnie zamknąłem, by chwycić delikatnie duże dłonie młodszego w swoje długie, szczupłe palce.
- Już się lepiej czujesz, Yeolie?
- Jak się jedne dragi zastępuje drugimi, to się czuje lepiej. – odpowiedział mi tym swoim niskim, przeszywającym głosem.
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem głowę w jego stronę.
- Co Ty, kurwa, znowu… - nie dokończyłem.
Chan Yeol był naprawdę dziwną osobą. Mimo bólu i depresji zawsze potrafił się cieszyć jak idiota, poprawiać mi humor i zabijać nudę. A co najważniejsze dawać mi tą niezłomną motywację. W zamian a co? W zamian za tych kilka chwil, kiedy pozwalałem mu się całować. I on to znowu zrobił. Pocałował mnie. ZNOWU! KURWA, JUŻ NA SAMYM WSTEPIE!
Odepchnąłem go gwałtownie i plecami przywarłem do zamkniętej na szczęście już szafy nie mogąc do niej wpaść. Moje pulchne policzki zlały się rumieńcem, a oczy otworzyły się szeroko.
- Co Ty robisz?!
Ten jednak zamiast mi odpowiedzieć znowu uśmiechnął się w taki sposób, jaki pamiętałem. Szeroki, promienny i do tego głupkowaty. Z jednym przymkniętym okiem, zmarszczonym nosem… rozbrajał mnie tym.
Chichrając się cicho oparł się ręką tuż przy moim uchu i wierzchem dłoni potarł swój mały, kształtny nos.
- Reagujesz ciągle tak samo, Baekhyunie. Kiedy się w końcu przyzwyczaisz do tego, że uwielbiam Cię całować i będę to robił zawsze, kiedy będę miał ku temu okazję? –zapytał, a mnie niemalże ścięło z nóg.
- Idioto! – zawołałem oburzony. – Przyjechałem taki kawał po to, żeby zobaczyć jak sobie radzisz, a nie po to, żeby się z Tobą lizać!
- Więc czemu ciągle patrzysz mi na usta?
- C-co…
I zrobił to kolejny raz. I choć naprawdę nie taki był cel mojego przyjazdu tutaj już nie zdołałem go od siebie odepchnąć. Ten głupek, debil, idiota… potrafił naprawdę nieźle całować.
Mogłem mu nie dawać tych cholernych środków przeciwbólowych, przemknęło mi przez myśl, ale zaraz po tym odrzuciłem od siebie te słowa. Teraz Yeolie był szczęśliwy. Skąd to wiedziałem? Czułem to. Czułem jak przelewa na moje usta cały swój entuzjazm, jak brak możliwości seksu rekompensuje sobie tym zbliżeniem z moimi ustami… Akurat on, Park Chan Yeol, mimo tego, że wydawał się być naprawdę okropnym głupkiem i życiowym przekrętem, był bardzo ambitny i zawsze trzymał się zasad. I choć mogliśmy godzinami opowiadać sobie o swoich niegdysiejszych podbojach, teraz… byliśmy po prostu abstynentami. Tak, obaj. A powód tego był tylko jeden. Jego odwyk.
- Chanyeolie…
- Zaczekaj jeszcze trochę…

10 komentarzy:

  1. Na wstępie powiem: JESTEŚ GŁUPIA.
    Poza tym - lubię to jak piszesz, czyta się przyjemnie, choć sama w sobie nie przepadam za pierwszą osobą w narracji. Aha i w jednym momencie masz kilka zdań w 3 osobie, a potem znów w 1, coś tu jest nie tak! Nie dziwi mnie motyw fica, bo sama Ci go dałam, heloł xDD Ale całkiem nieźle opisałaś Bejka i jego życie i relacje z Chanem.
    PS. Wkradło Ci się sporo błędów i poucinałaś trochę "ę" w słowach, ale nie mam siły Ci pisać gdzie, bian.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisałam to jak widać o drugiej w nocy, więc nawet nie pamiętam gdzie zrobiłam błędy. xD Zaraz to poprawię i dzięki. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. "Yeolie" :3 Jakie to piękne ;_;
    Spamuję podwójnie. Ja tam błędów nie wyłapałam, wolałam się skupić na treści xD
    Lubię to, że porządny, prosty (w dobrym znaczeniu) fik miał w sobie tę nutkę randomowatości :D
    Oh Chanyeol jest mną, bez kitu >D

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże święty jak ja kocham Baekyeol *_____*
    "Przyjechałem taki kawał po to, żeby zobaczyć jak sobie radzisz, a nie po to, żeby się z Tobą lizać!"
    nie wiem czemu, ale strasznie długo się z tego śmiałam o.O

    Ps. Zostałaś wyróżniona:
    http://miyo-world.blogspot.com/2012/09/so-sweet-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu przeczytałam ysguhfdjkjfhg XD Całkiem przyjemne i słodkie, chociaż ja bym się takiej dawki optymizmu po żadnych odwykach nie spodziewała :< w sumie to jednak trudno jest napisać cos Baekyeolowego, co nie będzie optymistyczne, bo oni tak do tego pasują ;D zaintrygowali mnie inni uzależnieni, Kai - oczywista oczywistość i Kris jako alkoholik-intelektualista sfdhsujndkglhmfg wiem, ze on czyta tam dostojewskiego duyfgdhjnbgkh

    OdpowiedzUsuń
  6. ja to wielbie, koniec.
    Pominę, że myślałam do ostatniej chwili, że piszesz o Chanyeolu, pomine... Pominę fakt, że nie wyobrażam sobie Bacona chudszego, mniejszego niż w rzeczywistości jest (ZDJĘCIA KŁAMIĄ PARSZYWIE) ale aż mnie uderzyło jak naprawde musiał wyglądać mizernie i jego słodka buźka taka kochana i on taki maluszek te ciuchy mu jego Crackyolo płaczę, kocham to jest obraz LUDZI ;_________; dupeczki elo elo drażety, plis, tak świat wygląda :_______________: I ten motyw tak bardzo w sercu wielbie, omg, Kiyo <33333333333

    OdpowiedzUsuń
  7. OMFG, kobieto, kocham Cię ajhhgdffsydf <3333 ;A;;; Pisać takie kochane ficki, no w ogóle ajaagyfdff ;A;;;; *bije pokłony na dywaniku przed komputerem, bo brak jej słów*

    Dopóki nie przedstawiłaś, kto jest narratorem, myślałam że to Yeolie. .____. W końcu to on się nadaje na większego ćpuna. XD Ale teraz po przeczytaniu to o wiele lepiej, że Baek'a narratorem zrobiłaś.

    No i inni na leczeniu... KAI I KRIS XDD W tamtym momencie zaczęłam się histerycznie śmiać, nie wiem czy taki miał być efekt, ale się śmiałam straszliwie. XD

    I w ogóle takie to pozytywne no. Ogromnie lubię takie historie, a z Baekyeol'em to kompletnie. *-*

    Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i zero artblocków! Masz pisać, pisać i jeszcze raz pisać! Nawet jeśli audycje zaniedbasz (które tak baj de łej bardzo lubię), to pisz! QuQ

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham Cię T^T Kurwa kocham za to ;-;

    OdpowiedzUsuń