4 kwietnia 2013

Obsession


 Pairing: ChenMin (śladowe ilości TaoRis'a)
Uwagi: tego one shota zaczęłam już dawno temu, ale nie miałam okazji go skończyć. Z trudem było mi się zabrać za niego ponownie, więc musicie mi wybaczyć niektóre błędy czy niedociągnięcia, ale starałam się! W każdym razie jestem z niego w pełni zadowolona, bo ta historia i motyw chodzi za mną już od da
   Zapraszam do czytania i komentowania, bo każdy komentarz to motywacja! <3


OBSESSION

   To się zaczęło dwa lata temu. Początkowo nie wyglądało zbyt groźnie, nawet dało się do tego przyzwyczaić, ale wszystko przecież ma swoje granice i… czasem łatwo stracić nad czymś kontrolę.
Widywał go codziennie. W szkole, na basenach, w kawiarni, księgarni, warzywniaku, kwiaciarni, aptece… widywał go też przed swoim domem, przed lodziarnią, w której sam dorywczo pracował po szkole. Na wakacjach widywał go równie często co w szkole, a nawet częściej. W parku,  w kinie, w autobusie, w metrze, w pociągu… w samolocie do Chin. Zawsze widział go z daleka. Albo po prostu wydawało mu się, że go widział. Nigdy nie rozmawiali. Przynajmniej nie bezpośrednio…
   Kiedy wracał do domu po ciężkim dniu mama zawsze z wesołym i zadziornym uśmiechem wręczała mu kwieciste koperty szczelnie zaklejone i ozdobione pięknym, kobiecym pismem. Ciągle dopytywała się kim jest ta tajemnicza wielbicielka Min Seok’a. On nie umiał jej odpowiedzieć, zawsze mówił, że nie wie. Bo nie wiedział kim może być jakaś tam wielbicielka… wiedział jedynie o psychodelicznym wielbicielu, lecz tego przecież nie mógł jej powiedzieć. Zawsze wtedy zamykał się w pokoju i nawet nie otwierając koperty jedynie sprawdzał pod światło czy coś w niej jest. Z trudem czytał kilka wyrwanych z kontekstu słów, a potem po prostu całość wyrzucał do śmietnika. Od pewnego czasu nie miał odwagi ich otwierać.
   Po wejściu do pokoju odruchowo zasłaniał okna. Oczami wyobraźni widział tamtego chłopaka z młodszej klasy stojącego z lornetką na parkingu. Nie musiał go sobie wyobrażać tak naprawdę. Widział go tam nie raz.
   Zachowywał pozory każdego dnia. Matce wmawiał, że wielbicielka najwyraźniej jest zbyt nieśmiała, żeby zdradzić swoją tożsamość i się z nim umówić, a kiedy wychodził z domu automatycznie zakładał na głowę kaptur i starał się niezauważalnie przemknąć w jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mógłby odpocząć od ciągłego bycia obserwowanym. Nie było takiego miejsca, ale ciągle łudził się, że gdzieś takie znajdzie. Chociaż na chwilę…
   Stres zżerał go coraz bardziej. W szkole nie wychodził z klasy. Siadał pod ścianą ze swoimi kanapkami i nie ruszał się stamtąd przez całą przerwę. A kiedy już gdzieś wychodził to zawsze miał przy sobie Lu Han’a – nowego ucznia, który przyjechał tu z Chin. Min Seok tak naprawdę bardzo mało o nim wiedział, ale był pewien jednego – Lu Han miał ogromne ambicje. Był trainee w jakiejś wielkiej wytwórni, uczył się śpiewać i tańczyć. Był w tym naprawdę dobry. Koreańczyk czasem zazdrościł mu talentu i zapału do pracy…
   Koniec szkoły miał być dla niego długo oczekiwanym końcem stresu. Miał wyjechać. Nie chciał już dłużej czuć się obserwowanym. Chciał móc cieszyć się wolnością, sam się utrzymywać i nareszcie uwolnić się od tych okropnych dreszczy na karku, które miał odkąd tylko w jego życiu pojawił się tamten… Jong Dae. Podobno tak miał na imię jego prześladowca, który nie przebierał w środkach, by w jakiś sposób uprzykrzyć życie starszemu od siebie chłopakowi. Robił to jednak na tyle umiejętnie i wyrafinowanie… że zaczął wzbudzać strach.
   Całą drogę z lotniska do swojego nowego mieszkania przebył wypchanym ludźmi autobusem. Tu, w Pekinie była naprawdę ogromna populacja, przez co Min Seok na samym początku bał się, że będzie miał problem ze znalezieniem dla siebie jakiegoś miejsca zamieszkania. Na szczęście z pomocą wyszedł mu Lu Han i po uzgodnieniu wszystkiego z jego rodzicami tamci pozwolili mu zamieszkać w ich starym mieszkanku, które pozostawili same sobie na rzecz wyjazdu do Korei. Zanim mógł cieszyć się wolnością  musiał zmierzyć się z jednym. Ze swoim strachem. Całą drogę w autobusie wyglądał na przerażonego. Nie dlatego, że znajdował się w nowym miejscu, czy nie znał języka. W Pekinie bywał często, a Chiński w miarę opanował dzięki prywatnym lekcjom i rozmowom z przyjacielem z klasy. Powód jego strachu był inny. Bał się, że gdzieś wśród pasażerów przepełnionego środka transportu dostrzeże znajomą twarz. Jaka była jego ulga, kiedy nie dostrzegł jej nawet idąc od przystanku do wysokiego bloku mieszczącego się bardzo blisko centrum miasta.
   Ciężkie torby położył na kafelkach przy wejściowych drzwiach do swojego nowego domu na czternastym piętrze i drżącymi z ekscytacji dłońmi zaczął szukać po kieszeniach bluzy pęku kluczy, które wręczyło mu państwo Han. Jedne klucze były od piwnicy, drugie od skrzynki pocztowej, trzecie od górnego zamka, czwarte od dolnego zamka, piąte od sejfu, który ukryty był podobno w ścianie za którąś zasłoną w salonie. Kluczy było sześć, ale nie wiedział do czego ten ostatni miał niby pasować. Nie powiedzieli mu. Ale skoro tego nie zrobili, to uznał, że najwyraźniej nie było to zbyt istotne.
   Nie musiał się długo zastanawiać nad tym który klucz był odpowiedzialny za który zamek, dlatego już po chwili jego małe stopy wkroczyły na wytarte panele przedpokoju. Bez namysłu rzucił torby pod wbudowaną w ścianę szafę, zamknął za sobą drzwi i odetchnął głęboko. Pierwszym co zrobił było oparcie się plecami o drzwi. Był wolny… nie musiał już się niczego bać. Mógł żyć własnym życiem, nie ukrywać się, wychodzić z domu bez bluzy z kapturem, z uśmiechem na ustach. Poczuł wszechogarniającą ulgę i szczęście. Tak, tego pragnął z całego serca od dłuższego czasu. Potrzebował tego jak powietrza do życia. Jak wody…
   Szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu. Znał już wcześniej tą okolicę. Wiedział gdzie można spędzić wolny czas, wyskoczyć ze znajomymi, napić się piwa. Lubił to miejsce. Znalazł tu nawet pracę całkiem blisko swojego domu. Co prawda w ogóle nie znał się na gotowaniu ani tych sprawach, ale dostał pracę w knajpie. Nie musiał umieć gotować. Został kelnerem. Całkowicie mu to odpowiadało. Miał dobre nastawienie do ludzi, często się uśmiechał, jego nowe życie pozbawione zmartwień i ciągłego stresu dobrze na niego wpływało. Szybko też zyskał nowych przyjaciół. Yi Fan, nienaturalnie wysoki farbowany blondyn, który stał za barem i robił napoje maści wszelakiej dla spragnionych klientów był jego pierwszym dobrym kolegą. Rozmawiali w dwóch językach, bo jak się okazało Yi Fan też przez jakiś czas przebywał w Korei w tym samym celu co Lu Han. Z tym, że Yi Fan zrezygnował nie umiejąc się tam odnaleźć. Jego drugim kolegą po niedługim czasie stał się też Yi Xing – asystent kucharza. Jak na tak młody wiek był naprawdę genialny w tym co robił. Min Seok zazdrościł mu talentu kucharskiego. Był jeszcze Zi Tao, ale z nim trudno było mu rozmawiać. Wydawał się zbyt… oschły? Małomówny… Nie pracował w knajpie, a jedynie przychodził co dziennie na kawę. Tak naprawdę wszyscy wiedzieli, że przychodził tam dla Yi Fan’a. Potrafił spędzić przy barze dobrych kilka godzin nim zauważył, że kawa mu wystygła i wyszedł.
   Dni mijały spokojnie. Nawet bardzo spokojnie. Większość klientów była stałymi bywalcami, więc Koreańczyk przestał miewać problemy z zamówieniami czy komunikacją.
   Któregoś dnia Tao nie przyszedł na kawę…
- Jest już po piętnastej – zauważył Min Seok podchodząc do baru i podwijając rękawy białej koszuli by odsłonić przedramiona. W lokalu było ciepło. Czasem nawet gorąco. – Tao powinien tu siedzieć od godziny i mierzyć morderczym wzrokiem każdego klienta, który się do ciebie uśmiechnie.
   Fan parsknął cichym śmiechem na tą uwagę z ust przyjaciela, ale zanim jakoś odpowiedział minęło chwilę czasu. Kończył układać na półkach nowe butelki z alkoholem.
   Odwróciwszy się na pięcie w końcu oparł się łokciami o blat i spojrzał nieco z góry na swojego mniejszego towarzysza.
- Aż tak ci go brakuje? Myślałem, że się nie lubicie…
- To on mnie nie lubi, bo z tobą rozmawiam! – prychnął niższy. Usiadł bokiem na wysokim stołku przy barze, a wzrokiem omiótł salę, w której na chwilę obecną zakończył swoją pracę, dopóki Yi Xing nie wyda jedzenia albo nie pojawi się nowy klient. – A tak na serio… co z nim? Chory jest czy co?
- Przeziębił się – oznajmił krótko blondyn.
  Min Seok uniósł nieznacznie brwi ku górze.
- Latem…?
- Oj, Minnie, dobrze wiesz, że on nawet do tego jest zdolny! – zawołał z wyraźnym rozbawieniem barman, na co Koreańczyk roześmiał się cicho pod nosem. – Nie śmiej się z niego – tutaj Yi Fan już nieco spoważniał.
- Dobra, wyluzuj. Robisz coś dzisiaj po pracy?
- Idę do Zi Tao…
- Zdrajca…
- Przepraszam, Minnie, że chcę spędzić trochę czasu z moim chorym wielbicielem! – żachnął się Chińczyk, ale Min Seok już nic więcej nie powiedział. Z szerokim uśmiechem na twarzy udał się w stronę stolika, który kilka sekund temu został zajęty przez dwie nowe klientki.
   Nie przejął się brakiem towarzystwa tego wieczoru. Zaraz po wyjściu z knajpy od razu udał się do najbliższego sklepu po jakieś dobre smakowe piwo i trochę chipsów, bo miał w zamiarze spędzić namiętną noc przed telewizorem. Rodzina Han zostawiła w mieszkaniu całkiem niezłe wyposażenie jeśli chodzi o sprzęt, więc nie narzekał. Był im tylko wdzięczny.
   Jedynym minusem tego mieszkania było to, że mieściło się tak wysoko, a winda często ulegała awarii. Mimo wszystko chłopak nie odmawiał sobie jazdy zabytkową wręcz windą. Wychodził z założenia, że jeśli zatrzyma się gdzieś między piętrami to najwyżej będzie miał trochę wolnego czasu tylko dla siebie.
Winda telepała się niebezpiecznie na boki, trzęsła i zacinała, kiedy razem ze swoim czteropakiem piw i dwoma paczkami grubo krojonych Lay’sów jechał na czternaste piętro, by odprężyć się przed telewizorem i jakimś dobrym filmem. Całe szczęście winda ostatkami sił wjechała na to piętro, a on bezpiecznie wyszedł z przeświadczeniem, że chyba jednak ma szczęście. Podchodząc do drzwi postawił czteropak na kafelkach razem z paczkami chipsów i zaczął szukać kluczy w kieszeniach spodni. Znalazłszy je wybrał odpowiednie i odblokował zamki. Już miał naciskać klamkę, gdy jego oczom ukazała się mała, różowa karteczka wisząca tuż nad dzwonkiem do drzwi. Zerwał ją szybkim ruchem i przysunął bliżej twarzy. W jednej chwili stał się blady jak ściana, do której karteczka była przyczepiona.
   Kobiecym, pochyłym pismem, tak bardzo charakterystycznie zdobionym napisane były tylko dwa słowa.
„Znalazłem Cię”

***

   Słońce powoli wznosiło się nad zasłonięty przez ogromne budynki horyzont, niosąc ze sobą ciepłe promienie, które w okolicach południa będą już ostro dawać się we znaki każdemu człowiekowi w ich zasięgu. Szczelni e zasłonięte okna doskonale chroniły przed nimi nieduże mieszkanie na 14 piętrze w jednym z wysokich wieżowców, którymi zarośnięta była okolica. Jedno z nich było uchylone, a lekkie podmuchy ciepłego wiatru nieznacznie muskały ciemne włosy siedzącego pod ścianą chłopaka. Jego oczy, podkrążone tak mocno, jakby miał co najmniej lima, świadczyły o tym, że nie spał całą noc. Od dłuższego czasu wpatrywał się w jeden punkt na ścianie przed sobą. Nocą, kiedy okna miał jeszcze odsłonięte księżyc zostawiał tam promienie srebrnego światła. Teraz nie było tam nic, co mogłoby przykuwać wzrok. Pozornie.
Miał wrażenie, że oczy wyschły mu na wiór. Nie myślał o tym teraz, lecz zdawało mu się, że gdyby dotknął ich palcem lub zbyt szybko mrugnął, to prawdopodobnie rozsypałyby się jak piasek. Powoli zerknął w stronę wiszącego na ścianie zegarka. Bardzo powoli, jakby faktycznie bał się, że jego oczy rozsypią się po drodze. 09:00 rano. Niemalże jęknął pod nosem, kiedy uświadomił sobie, że przez jakieś 5 godzin nawet nie ruszył się spod ściany, chyba że tylko po to, żeby zasłonić okno, kiedy zaczęło wschodzić słońce. Przykładając drobne dłonie do twarzy opuszkami palców spróbował rozetrzeć przymknięte powieki. Ból jaki pod nimi czuł był spowodowany całonocnym czuwaniem z wpatrywaniem się w jedno miejsce. Nie panował nad tym. Po prostu robił to całą noc tak, jakby ktoś go do tego zaprogramował. Każdy ruch palcami na cienkiej skórze powiek nieco nawilżał suche gałki oczne. W kącikach zaczęły pojawiać mu się zbawienne krople łez, lecz dopiero po kilku minutach był znów w stanie otworzyć je i rozejrzeć się po pokoju.
   Wszystkie jego ciuchy leżały rozwalone na skraju łóżka, obok którego on w samych bokserkach przesiadywał tyle czasu. Brudne naczynia po kolacji leżały tuż przy nim. Przyschnięty do talerza kawałek niezjedzonego białego sera nie wyglądał zbyt apetycznie. Min Seok dotknął go czubkiem palca, ale szybko cofnął rękę i skrzywił się. Należało to wyrzucić… zanim samo wyjdzie…
   Z trudem podniósł się najpierw na kolana, a potem już wspomagając się stojącym obok łóżkiem, stanął na prostych nogach. Syknął. Stawy bolały go od kilkugodzinnego siedzenia w jednej pozycji. Wsparłszy się o wezgłowie łóżka, kilka razy zgiął i wyprostował najbardziej bolące kolano. Jego wzrok po raz kolejny wylądował na wczorajszym serze. Nie pozostawało mu nic innego, jak podnieść talerz i zanieść go do kuchni, a najlepiej od razu umyć. Schylił się więc po niego, lecz gdy się prostował, jego uwaga przykuta została przez niewielką, różową karteczkę przyklejoną do blatu zawalonego książkami biórka w rogu pokoju. Serce niemalże mu stanęło, jednak zachował zimną krew, jakby nic się nie stało... Wolnym krokiem wyszedł z pokoju. Kuchnia była naprzeciwko drzwi do sypialni, więc wystarczyło kilka kroków, by znaleźć się przy zlewie, wrzucić do niego brudne naczynie, odkręcić lodowatą wodę i po prostu wsadzić głowę pod kran. Zimne strugi natychmiast zaczęły moczyć jego ciemne włosy, ocucając go jednocześnie jak kubeł kawy z podwójnym espresso, wypity na raz. Zza pół przymkniętych oczu wpatrywał się w dno zlewu, a przez rozchylone lekko usta dyszał ciężko, jak po długodystansowym biegu. To, co działo się teraz w jego głowie, było nie do opisania. Jakim cudem ON się tu dostał? Jak wszedł do domu? Dlaczego znowu użył takich różowych karteczek? I najważniejsze - CZEGO ON W OGÓLE CHCE?!
   Dosłownie wyrwał głowę spod ciągle plującego wodą kranu, a jego przydługie kosmyki włosów z rozmachem rozbryznęły wokół krople lodowatego deszczyku. Ręce chłopaka trzęsły się, kiedy zaciskał palce na krawędziach zlewu i rozglądał się wokół siebie, jakby szukając potencjalnego zagrożenia ze strony leżących na suszarce naczyń albo zapalniczki, którą zwykł odpalać gaz w kuchence, gdzie był zepsuty palnik.    Przełknąwszy głośno ślinę, odwrócił się na pięcie i zaczął krążyć po kuchni. Miał wrażenie, że jest obserwowany. Miliony myśli kłębiło się gdzieś w jego głowie, ale on nie mógł wybrać żadnej z nich, żeby skupić się chociaż trochę. Czuł, że jest obserwowany... Będąc blisko okna, nawet nie chciał za nie spojrzeć. Będąc blisko drzwi, nawet nie chciał zajrzeć do własnego pokoju, którego wnętrze było stąd widoczne. Nie chciał patrzeć nad sobą, bo bał się dostrzec kogoś przyczepionego do sufitu, jak Spiderman. Nie chciał spojrzeć na podłogę, bo bał się, że zobaczy czyjąś stopę wystającą spod stołu.
   Usiadł. Ciężko, właściwie z rozbiegu, po prostu posadził swój drżący ze strachu tyłek na krześle, będącym najbliżej jego obecnego położenia. Nie siedział długo. Niemal natychmiast po tym, zwyczajnie zerwał się do pionu i pobiegł do sypialni. Ten krótki dystans wydawał się wyssać z niego całą energię, bo kiedy dobiegał do biórka i sięgał roztrzęsiony po różową karteczkę, czuł się, jakby miał zaraz zemdleć. Zimny pot oblał jego kark jeszcze zanim spojrzał na pismo, naniesione na skrawek papieru. Chwilę po tym rozpłakał się żewnie i skoczył na łóżko, by zakryć głowę poduszką i w ten sposób całkowicie się zagłuszyć. Różowa karteczka wypadła z jego dłoni na podłogę, a na niej krzywym pismem dziecka z podstawówki napisane było: "udka z kurczaka, chleb, mleko, sos sojowy, olej sezamowy, makaron". Jego własna lista zakupów.

***

   Podkrążone oczy nie prezentowały się zbyt przyjaźnie. Nic dziwnego więc, że wszyscy przechodnie dosłownie omijali Min Seok'a szerokim łukiem. Ubrany w granatową bluzę z dużym kapturem chłopak sunął przed siebie, nawet nie mając zamiaru spojrzeć na kogokolwiek. Zderzanie się z innymi nie wchodziło w grę. Wszyscy naprawdę woleli uniknąć wypadku "komunikacyjnego" z kimś takim, jak on. Wyczerpanie, determinacja i złość, choć niewidoczne na twarzy, odbijały się w oczach Koreańczyka. Jego zły humor dodatkowo pogłębił się, gdy w sklepie ekspedientka podejrzewała go o planowanie kradzieży. W sumie każdy mógłby tak pomyśleć, szczególnie widząc zakapturzonego młodzika przemykającego między regałami.
   Wracał do domu trzykrotnie szybszym krokiem niż zazwyczaj. W jednej dłoni dzierżył reklamówkę z zakupami, a w drugiej czekoladowego batonika, który miał za zadanie odwrócić jego myśli od otoczenia. Patrzył tylko przed siebie, bo bał się, że kiedy zerknie gdzieś na bok, dostrzeże znajomą twarz, uśmiechającą się psychodelicznie w jego kierunku. Czekolada była dobrym lekarstwem na wszystko, odkąd pamiętał. Dlatego też w jego reklamówce nie zabrakło kilku tabliczek czekolady z ryżem, z orzechami lub zwykłej, mlecznej w białe ciapki.
   Właśnie brał kolejnego, małego gryza batonika, kiedy ktoś chwycił go za ramię.
   Cała reklamówka z zakupami wylądowała na chodniku, baton bezpowrotnie zrównał się z betonem, a roztrzęsiony Min Seok, nawet nie patrząc za siebie, wystrzelił do przodu w panicznym biegu.
- Minnie! - głos, który usłyszał za sobą był znajomy. Nie był to głos, którego mógłby się obawiać. Był to ciepły, niski głos, w tym momencie zabarwiony nutą zmartwienia i zaskoczenia. Głos, który z pewnością nie należał do jego koszmaru. Mimo to, chłopak nie odwrócił się. Drogę do domu pokonał w rekordowym czasie.
   Zamknął drzwi na trzy spusty, a gdyby mógł, prawdopodobnie zamknąłby je na milion spustów, zabarykadował, opancerzył razem z oknami, a potem schował się do schronu. Niestety nie miał takiej możliwości. Wszedł do toalety, jedynego w mieszkaniu pomieszczenia pozbawionego okien, by następnie skulić się pod drzwiami i schować ręce we włosach. jego oddech był szybki, wręcz chaotyczny. Ciało drżało, lecz nie tylko ze zmęczenia wywołanego biegiem. Był całkowicie wyczerpany brakiem snu, jak i swoim największym koszmarem, który nie dawał mu spokoju od kilku lat... który dawał o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach, przed którym nie dało się uciec lub schować... Jego koszmar nie miał żadnych skrupółów, nie uznawał zasad, działał bez ograniczeń, ale zawsze skutecznie.
   Chłopak nie wiedział, ile czasu minęło od momentu, w którym w kompletnej panice wpadł do domu i zamknął się w jedynym bezpiecznym miejscu. Miał wrażenie, że minęła wieczność. Każdy kolejny, głęboki lub płytki oddech wydawał się trwać godzinę, a wzburzone myśli, które nie umiały złożyć się w jedną całość, zabierały mu jakiekolwiek poczucie czasu. W końcu do jego uszu dobiegło głośne pukanie. Początkowo spiął się i mocniej zacisnął palce na swoich przydługawych włosach, ale kiedy pukanie rozległo się po raz kolejny, tym razem do jego uszy dotarł też ten sam ciepły i niski głos, który wołał go na ulicy. Czy tego chciał, czy nie - zerwał się, drżącymi rękami odblokował zamek drzwi do łazienki, potem o mało nie zabijając się o poustawiane na podłodze buty, dotarł do drzwi wejściowych. Rozbrojenie ich zajęło mu trochę czasu, jednak gość, jak się okazało, był dosyć cierpliwym osobnikiem.
   Yi Fan nie krył swojego zaskoczenia, jak i współczucia, kiedy wyraźnie roztrzęsiony Koreańczyk wskoczył mu w objęcia i natychmiastowo się rozkleił.
- Ćśśś... już dobrze... - wydusił z siebie nieco niepewnie, by następnie ostrożnie wsunąć się z przyjacielem z powrotem do mieszkania.
   Miał ze sobą reklamówkę z zakupami, którą Min Seok wypuścił z dłoni podczas panicznej ucieczki. Postawił ją na pobliskiej komodzie, nawet nie mając zamiaru odsunąć od siebie płaczącego chłopaka nawet na milimetr. Z tekim dodatkowym balastem trudno było mu zdjąć buty, więc po jednej próbie po prostu sobie to odpuścił, przecież Minnie nie będzie miał mu tego za złe... Biorąc reklamówkę z powrotem, udał się razem ze swoim przyjacielem do salonu. To, co tam zobaczył, zaskoczyło go. Wyglądało na to, że naprawdę złe rzeczy działy się z tym z pozoru wesołym i szczęśliwym kelnerem. Wszędzie walały się resztki jedzenia, ewentualnie jakieś pudełka po pizzy, opakowania po chipsach, puste butelki po piwie czy soku pomarańczowym i miliony par pałeczek jednorazowych. Chińczyk zgarnął część tego śmietnika z dużej, skórzanej kanapy naprzeciwko telewozora, a potem posadził na niej ciągle wstrząsanego lekkimi spazmami chłopaka. Bez słów kucnął obok niego i wyszukał jego małą dłoń, by móc za nią chwycić w kojący sposób. Ich dłonie niesamowicie różniły się rozmiarem i kształtem. Podczas, kiedy Min Seok był posiadaczem dosłownie dziecięcych dłoni o krótkich paluszkach wyglądających jak małe paróweczki, dłonie Yi Fan'a były ogromne - szerokie, o długich palcach. Pasowały do jego wzrostu i postury. W końcu nie był stereotypowym Chińczykiem, który ledwo sięgał ponad stół...
- Oszaleję, Yi F-Fan...
- Będzie dobrze, obiecuję.

***

   Wszystko wróciło do normy. I chodź temperatura diametralnie zaczęła spadać, a na dworze i w knajpie nie było już tak upalnie jak zaledwie jakiś czas temu - to nie przeszkadzało Min Seok'owi w żadnym aspekcie. Dla niego, mogłoby nawet być -10 stopni. Jedynym warunkiem dobrego samopoczucia była wolność od uczucia bycia śledzonym.
- Minnie... zawołaj Yi Fan'a, potrzebuję jego pomocy w kuchni... - wymamrotał Yi Xing znad wielkiego gara, w którym ciągle mieszany makaron pachniał niesamowicie, powodując u zwykłego człowieka zniecierpliwione burczenie w brzuchu. Oni byli już do tego  przyzwyczajeni.
   Koreańczyk spojrzał najpierw niepewnie na kucharza, a potem cofnął się kilka kroków i przez uchylone drzwi zerknął na zajętego rozmową z Tao mężczyznę. Nie byłoby problemu z zawiłaniem go. Gdyby nie właśnie Tao...
- Xing Xing... sam go zawołaj... - powiedział w kiońcu, a jego twarz wykrzywiła się znacząco. - Ja nie chcę być ozdobiony permanentnym makijarzem przedstawiającym dwa wielkie lima pod oczami...
- Nie przesadzaj, przecież nic ci nie zrobi...
- Ale on mnie przecież nie cierpi!
- On nie cierpi każdego... nie sraj w gacie, chyba, że chcesz sam mi pomóc z wybebeszaniem ryb.
   Grymas obrzydzenia, malujący się na twarzy Min Seok'a wystarczył do tego, żeby przekazać Chińczykowi, że nie miał innego wyboru. Biorąc głęboki oddech, wyszedł z kuchni i nieco niepewnie zaszedł barmana od tyłu, by następnie lekko pociągnąć go za śnieżnobiały rękaw koszuli. Meżczyzna, prostując się, spojrzał z góry na starszego chłopaka, po czym uśmiechnął się pytająco. To wystarczyło, by Tao oparty łokciami o blat baru zmierzył morderczym wzrokiem nagłego intruza, który pojawił się w jego polu widzenia.
- Yi Xing potrzebuje cię przy rybach... - powiedział szybko.
- Ach, oczywiście - wyższy pokiwał głową ze zrozumieniem. - Zostań na chwilę przy barze, ja zaraz wrócę. - To mówiąc, odwrócił się i robiąc ledwo dwa kroki tymi swoimi długimi na dwa metry nogami, zniknął za drzwiami do kuchni.
   Min Seok przełknął głośno ślinę. Starając się nie patrzeć na promieniującego złością Zi Tao, podszedł bliżej baru i chwycił w palce jedną z wielu wysokich szklanek do piwa. Zaczął przecierać ją ściereczką, by odwrócić swoją uwagę od przeszywającego spojrzenia podkrążonych niebezpiecznie oczu Chińczyka.
- "Poddaj się" - usłyszał nagle i niemalże podskoczył w miejscu. Natychmiast wbił wzrok w Tao naprzeciwko siebie.
- M-mówiłeś coś...?
- Chyba masz problemy ze słuchem - warknął Tao, a szybko wypowiedziane przez niego słowa potrzebowały chwili na to, żeby zostać całkowicie zrozumiane przez Koreańczyka.
- Dałbym sobie rękę uciąć, że coś mówiłeś... - wymamrotał, lecz czarnowłosy przerwał mu, śmiejąc się złośliwie.
- Byłbyś bez ręki.
   Przełknął ślinę po raz kolejny. Już nic więcej nie usłyszał, nic więcej nie powiedział. Całkowicie oddał się wycieraniu szklanek z niewidzialnej warstwy kurzu, aż do momentu, w którym wrócił Yi Fan. Śmierdzący rybą, ale jednak w żaden sposób nie skrytykowany przez to ze strony Zi Tao...
   Reszta dnia w pracy minęła całkowicie spokojna, pod znakiem ożywionych rozmów ze stałymi klientami, jak i tradycyjnych dowcipów na temat wiecznie zamyślonego kucharza. Min Seok już dawno nie miał wrażenia, że ktoś go obserwuje. Tym razem jednak znów było inaczej. Kiedy pod koniec dnia stał plecami do okna i realizował ostatnie zamówienie przed udaniem się do domu, czuł na swoim karku delikatne mrowienie. Lecz kiedy odwracał się, by ewentualnie okrzyczeć Yi Fan'a za skradanie się, nie napotykał za sobą nikogo. Ani za sobą, ani za oknem. Na zewnątrz było już niestety ciemno, więc nawet jeśli by chciał, nie byłby w stanie dużo zobaczyć. Ale w sumie nawet nie chciał. Nie chciał też o tym myśleć.
   Chłodny wiatr lekko targał jego włosy, kiedy wracał do domu piechotą, postanawiając pooglądać piękne, rozgwierzdżone niebo nad swoją głową. Nie mógł widzieć wielu gwiazd, bo mnóstwo z nich zasłonięte było drapaczami chmur, z których słynęło to miasto. One były wszędzie. Dosłownie... Ale to mu nie przeszkadzało. W jednej chwili dostrzegł nad sobą wyraźnie spadającą gwiazdę. Od razu zatrzymał się. W takich momentach zawsze powinno się wypowiadać życzenie, tak więc zrobił.
- Chciałbym, żeby mój koszmar skończył się raz na zawsze - wyszeptał, a potem z szerokim uśmiechem na ustach ponownie skierował się w stronę domu. Był tak zafascynowany widokiem gwiazd i obrazem jednej spadającej w pamięci, że nie usłyszał za sobą czyiś kroków.

***

   Chłód był wszechogarniający, pogłębiający się i wydzierający ostatnie cząstki ciepła niemal z każdego zakątka ciała. Ciemność,  choć czarna jak każdej nocy, wydawała się czernieć coraz bardziej, a cisza... cisza wokół przerywana była szybkim, ciężkim oddechem, który z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej wyczerpujący, płytki i ledwo dosłyszalny. Lecz jakiś czas temu doszedł jeszcze jeden... spokojny, opanowany... niebezpiecznie blisko.
   On o tym nie myślał. Nie myślał o przeraźliwie zimnych kafelkach, do których przylegał niemal całym swoim nagim ciałem. Nie myślał o pogłębiającej się ciemności, o własnym czy czyimś oddechu. Nie myślał o cichym kapaniu, które odbijało się delikatnym echem od całego ceramicznego wyposarzenia łazienki. Nie myślał o niczym. O niczym oprócz tysiąca różowych karteczek, przyklejonych do drzwi wejściowych... oprócz czyjegoś wysokiego, skrzeczącego śmiechu rozbrzmiewającego na klatce schodowej... oprócz napisu "mój" na lustrze w windzie... oprócz zdemolowanej sypialni, wybitego okna w kuchni i salonie... oprócz noża, który leżał gdzieś przy jego własnej głowie, a który przy chociażby nikłej cząsteczce światła zalśniłby czerwienią, posyłając mknóstwo refleksów na okafelkowane ściany...
- Długo kazałeś mi czekać, Minnie... - odezwał się cichy, ciepły i niesamowicie piękny męski głos ze źródłem gdzieś w nieprzeniknionej ciemności.
   Koreańczyk nie odpowiedział. Już nie miał na to siły. Nie miał siły ruszyć palcem, czubkiem języka, a co dopiero czegoś powiedzieć. Jedynie jego wpół otwarte oczy poruszyły się ledwo zauważalnie, kiedy jedna z wielu zbłąkanych łez postanowiła wyznaczyć sobie ścieżkę w dół z kącika oka, by następnie wsiąknąć w rozsypane na podłodze włosy.
- Ale lepiej późno niż wcale. I wybrałeś w miarę dobry sposób... gorzej byłoby, gdybyś rzucił się pod pociąg albo samochód... miałbym lekkie problemy. Ale widzę, że poszedłeś mi na rękę.
   Po raz kolejny, ten wysoki, krótki i iście szaleńczy śmiech rozerwał ciemność na pół. A może to ktoś w końcu zapalił światło? Min Seok nie był pewien, bo w tym samym momencie jego oczy zamknęły się, a ostatnie słowa zdołał już usłyszeć naprawdę z daleka, jakby z powierzchni ziemi, podczas kiedy on sam w zawrotnej szybkości spadał w dół niekończącej się studni.
- ... ciepły czy zimny... co za różnica.

12 komentarzy:

  1. Mało jest ChenMin, więc chętnie zabrałam się do czytania i...
    Tak strasznie mi się to spodobało. pedoczen, a raczej psychiczny o skłonnościach do nekrofilii. Tak bardzo. Nie jestem nic więcej w stanie napisać, ok.

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamusiu. ... Ja myślałam, że skończysz to w jakiś humanitarny sposób, a tu... Chen, jak mogłeś? T^T Nie wiem nawet, jak to skomentować, naprawdę xD Świetnie napisane, uczucia bohatera widocznie oddziaływały na moją osobę. Co prawda jest parę błędów, ale to nic, bo przy całości po prostu nie da się na nich skupiać ^^'.
    Zaborczy Tao był przerażający xD Jednocześnie trochę mnie śmieszył z tą swoją zaciętością.
    A teraz Cię pozdrowię i będę życzyła ogromu czasu i weny. ^^
    Także pozdrawiam i dziękuję za dużą dawkę emocji.
    Kei.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu wiedziałam, ze tak strasznie to się skończy? W jednym momencie sobie pomyslalam ze Kris postanowi być super obrońca i spiknie się z Minseokiem...hmm...taki Tao to ciekawy Tao. Ja własne zbieram się spac i nie zasnę. Przez cały czas coś mnie skręcało w żołądku. Kurde...bałam się jak cholera xD Boże brakowało mi takich fickow. Było cudownie xD Wełny życzę ^^
    G.G

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg.. tego się nie spodziewałam.. jakoś tak pusto mi po tym więc więcej nie napiszę..

    OdpowiedzUsuń
  5. Chen nekrofil ja pierdole 8D Sorry, ale wychodzę, bo to było zbyt dobre! 8D~

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg, to było mocne. W momencie, gdy Minseok znalazł tę różową karteczkę i dwa słowa: "Znalazłem cię", to aż mnie ciarki przeszły, brr! XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Oh... Łał. Zamurowało mnie. Stworzyłaś świetną historię, genialny klimat! Wciągnęłam się o.o Pisz więcej, żuraw chce czytać *w*
    Ps Przyjaciółka wciągnęła mnie w yaoi i przez nią i drugą przyjaciółkę, założyłam bloga z ff'em o Junjou Romantica xD

    OdpowiedzUsuń
  8. omo, końcówka zwaliła mnie z nóg, chociaz przyznam, że zaczęłam się śmiać z tego tekstu '- ... ciepły czy zimny... co za różnica.', boskie zakończenie ^^ a jeśli chodzi ogólnie o tego shota, to świetny, świetny. faktycznie, scena z tym, jak znalazł karteczkę z napisem 'znalazłem cię' przyprawiła mnie o ciary i tylko czekałam na to, co stanie się dalej, ale na pewno nie spodziewałam się takiego zakończenia! na razie tylko przeczytałam tego shota, ale mam zamiar nadrobić resztę, bo podoba mi się Twój styl pisania, a poza tym ostatnio mam fazę na jednopartówki ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Nekrofil Chen... I ten Tao... Jezu, mam tak wielki mindfuck, że nie wiem, co mam pisać. I te cholerne ciary na ciele.... nie wiem, nie umiem. Pozwól mi, że ogarnę emocje i inny post skomentuję Ci bardziej składnie... Ale w tym jestem stu procentowo na tak. Uwielbiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach w końcu skomentuję to opw~ Zacznę od tego że ogólny temat tego ff jest bardzo rzadko spotykany i nawet w życiu codziennym, raczej unikany. Myślę że ten pomysł jest genialny. Z każdą linijką tekstu moje oczy przypominały spodki do filiżanek, a szczęka opadała. Piszesz w takie sposób, że czytelnik wciąga się w treść i przeżywa każde zdarzenie razem z bohaterem, co jest na prawdę ciekawe... No tylko ja mając kiedyś stalkera, czytałam to z duszą na ramieniu. Ogólnie opowiadanie daje bardzo dużo do myślenia i czytając je można tylko dziękować że nigdy się czegoś takiego nie przeżyło, bo w większości wypadków tak to się kończy. Ale wracając, najbardziej podobała mi się scena, kiedy Xiumin znalazł na swoich drzwiach karteczkę z napisem "Znalazłem Cię", matko aż mi dreszcz przeszedł po plecach... A końcówka to już w ogóle powaliła. Ogólnie mówiąc to był jeden z najlepszych ff jakie miałam okazję przeczytać i mam nadzieję że napiszesz kiedyś jeszcze coś takiego, tylko wspomnij we wstępie, żeby nie czytać późno, chyba że ma się ochotę siedzieć przez 15 minut i ogarniać co się w ogóle stało XD WENY, WENY, WENY! :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiętam, że na moje nieszczęście, dorwałam się do tego o północy... Coś niesamowitego. Akacja... Niesamowita! Kocham XiuxChena! A tu taj jest taki... Niesamowity... Mój komentarz nie wygląda zbyt cudownie na tle poprzednich, ale chciałam napisać, że uwielbiam ten OneShot i zapewne nie raz do niego powrócę. Uwielbiam jak piszesz i to, że podczas czytania utożsamiasz się z głównym bohaterem. To, że czujesz jak przyspiesza ci serce i jak po ciele przechodzą ci ciarki... Gdy znajdę czas chyba to wydrukuję... (Nawet na pewno!) Chcę ci bardz podziękować, za to, że to napisałaś! Życzę duuuuzio weny!

    TsukiKira

    OdpowiedzUsuń