Pairing: Kaisoo, Baekyeol, Hunhan
Uwagi: myśli bohaterów zapisane kursywą.
Zapraszam do czytania i zostawiania komentarzy! <3 Dobra motywacja nie jest zła!
Chill Out
Robiło się już całkiem późno, słońce zachodziło niemalże
całkowicie już o godzinie 21:00. Cóż, nadchodził wrzesień, dni robiły się coraz
krótsze.
Kyung Soo nie miał w zwyczaju wracać do domu o tak późnej
godzinie. Nie dlatego, że nie chciał. Bardziej dlatego, że nie mógł i
managerowie potrafili się wtedy nieźle zezłościć. Tym razem jednak miał
pretekst do późniejszego wracania. Ktoś przecież musiał zrobić zakupy, prawda?
Leniwe tyłki EXO-K najchętniej taką robotę zostawiały głównemu wokaliście.
Kuchnia też była cała jego. I w sumie nie narzekał z tego powodu, jeżeli chodzi
o kuchnię. Czasem jednak przydałaby się jakakolwiek pomoc ze strony tych
naprawdę specyficznych ludzi.
Droga do dormu z najbliższego centrum handlowego trochę
zajmowała. Trzeba było cisnąć się w metrze, podjechać autobusem kilka
przystanków, kawałek przejść piechotą i dopiero można było z ulgą schować się
na prywatnej posesji, gdzie nie groziły nikomu żadne randomowe fanki
pojawiające się z nikąd. Dziś Kyung Soo miał szczęście. Nie spotkał żadnej
napalonej laski ani w centrum, ani w metrze, ani nigdzie indziej w okolicy
żadnego miejsca, przez które przechodził. Może to też dlatego, że starał się
wyglądać jak najbardziej niepozornie i niepopularnie. Kto poznałby wschodzącą
gwiazdę hallyu w wytartych dresach, starych trampkach, czapce i wielkich,
czarnych okularach le mucha? Ktoś na pewno… ale D.O. naprawdę miał dzisiaj
szczęście.
Trochę obkupił lodówkę, to trzeba było przyznać. Nie był
jakimś tam słabeuszem, ale doniesienie tego wszystkiego do domu wymagało trochę
wysiłku. W metrze i autobusie nie musiał się o to martwić, bo ciągle tylko
siedział i jedynie pilnował, by się reklamówki nie poprzewracały. W każdym
razie dał radę. Zdyszany i zmęczony jak po lekkim treningu wtargał kilka
sporych, ekologicznych toreb na zakupy przed drzwi budynku. Naprawdę. Jedzenia
i innych artykułów kupił chyba na jakiś miesiąc. Ale to dobrze. W domu było ich
sześciu plus manager. Jedzenie schodziło jak powietrze z przebitego pontonu.
Szybko. Po kilkunastu sekundach
odpoczynku przed drzwiami Kyung Soo wiedząc, że da radę znów podniósł wszystkie
torby i zaczął wnosić je do mieszkania. Na szczęście nie musiał męczyć się z
otwieraniem zamka. Pewnie manager wychodził i zostawił otwarte drzwi. Jak
zawsze. Był naprawdę dobrym facetem, jeżeli chodzi o interesy i był cholernie
odpowiedzialny. Ale o drzwiach to zawsze zapominał. Wokalista nacisnął klamkę łokciem i wszedł do
środka zdyszany. Już nie fatygował się, żeby zanieść zakupy do kuchni. Rzucił
torby zaraz przy drzwiach, te zamknął na klucz, żeby nikt im się nie włamał do
domu, co oczywiście było wręcz nieprawdopodobne, a potem zdjąwszy buty i
zarzuciwszy cienką bluzę na wieszak udał się do kuchni po coś do picia. Tam
spotkał Chanyeol’a z patelnią, nożem i przypaloną jajecznicą na talerzu.
- Co robisz? – zapytał pogodnie, przy czym podwinął sobie
rękawy koszuli w kratkę po same łokcie, jak do pracy.
- Tak. – odpowiedział mu Chanyeol.
D.O. zmarszczył lekko brwi. Czyżby Yeolie znowu po cichu
jarał jointy na balkonie, a teraz miał gastro fazę? Podszedł nieco bliżej
trochę zaniepokojony, a w tym samym momencie raper z wielkim uśmiechem na
ustach zaczął ostrym nożem zeskrobywać z patelni na talerz przypalone resztki
jajecznicy. Reakcja głównego kucharza EXO była natychmiastowa. Chwycił za
patelnię jedną ręką, a za rączkę noża drugą i szybkim szarpnięciem wyrwał
sprzęt z rąk nieogarniętego chłopaka.
- Nie rysuj nożem po teflonie!
- … Sam jesteś poteflon!
Wielkie oczy wokalisty wbiły się w Virusa, którego twarz
przedstawiała teraz dosłownie „loading”. Odłożył sprzęt kuchenny na miejsce,
wyciągnął ręce w stronę zjaranego wielkoluda, odwrócił go do siebie plecami i
zaczął lekko popychać w stronę jednej z sypialni, a dokładniej w stronę tej,
którą Chanyeol dzielił z Baekhyun’em.
- Powinieneś iść spać, hyung.
- Pozdrawiam tatę oraz mamę.
Chłopak pokręcił tylko głową i razem z nim wszedł do
sypialni. Od razu do jego nozdrzy dotarł dziwny ziołowy zapach. Wychylił się
zza pleców starszego.
Baekhyun siedział na środku pokoju trzymając przed sobą
niewielkich rozmiarów bongo i chyba zapalając kolejną partię trawy. Wszędzie
walały się ciuchy, jakieś puszki po coli, paczki po chipsach i brudne talerze.
Ba! Nawet pluszowy jeleń Sehun’a! A dzieciak go szukał…
Kyung Soo pchnął Chanyeol’a na bok i wyraźnie zdenerwowany stanął
naprzeciw swojego kolegi.
- Co wy tutaj wyprawiacie?! A jeśli manager wróci i was
przyłapie? Narkusy cholerne! Za sprzątanie byście się wzięli! Macie szczęście,
że Suho pewnie już śpi, debile!
Bacon niewzruszony odsunął od ust szklane bongo, wypuścił z ust
dym w taki sposób, że jego chmura poleciała wprost na twarz wokalisty i
uśmiechnął się na widok tego, jak młodszy zaczął wymachiwać rękami by odgonić
od siebie dym o dziwnym zapachu.
- Chill out, umma.
- JA CI, KURWA, DAM CHILL OUT!
Aż podskoczył i odwrócił się błyskawicznie w tył, kiedy
drzwi za nim otworzyły się z hukiem. Kai chyba wyglądał na obudzonego
zamieszaniem. I nie koniecznie zadowolonego, bo stojąc tak w drzwiach i
opierając się ramieniem o framugę wręcz morderczym wzrokiem mierzył zespołowego
kucharza zza kurtyny długich rzęs.
Fuck…
Jong In był chyba jedyną osobą w całej grupie, która
działała na niego w taki sposób. W taki… dziwny sposób. On sam był mamą grupy, takim
małym zastępcą Suho, gotował, sprzątał, chciał dla wszystkich jak najlepiej,
starał się pomagać, strzec… i wychodziło mu tu wszystko całkiem nieźle. Dopóki
obok nie stawał Kkamjong z tym swoim przeszywającym spojrzeniem, ciemna karnacją, intensywnym zapachem tej
łapiącej słońce skóry… Tak było i tym razem, bo ubrany w same bokserki tancerz
piłujący go wzrokiem i węszący w powietrzu zapach marihuany skutecznie wyrwał
D.O. ze stanu, w którym znów chciał być matką.
- Obudzisz Suho i nie będzie zabawy, idioto. – warknął nowy
gość Beakhyun’owo Chanyeol’owej sypialni, przy czym po prostu zamknął za sobą
drzwi i ruszył w kierunku wrytego w ziemię chłopaka o charakterystycznym, jakby
zagubionym wyrazie twarzy. Złapał go mocno za ramię i jednym silnym pchnięciem
w dół zmusił starszego do tego, by usiadł na podłodze naprzeciwko zadowolonego z
życia Bacon’a. – Zaciągnij się.
Kyung Soo mimo tego, że był starszy nie potrafił odmawiać mu
w takich sytuacjach. Nie kiedy tak przeszywał go wzrokiem. W ciągu dnia był
zapracowanym, młodym Dancing Machine, ale pod wieczór, kiedy był naprawdę
zmęczony albo rozdrażniony zmieniał się nie do poznania. Ale tylko w oczach
samego Kyung Soo. Kris kiedyś powiedział, że zmęczony facet po robocie wygląda
najlepiej. Chyba… miał rację.
- Zaciągnij się, powiedziałem.
Dopiero teraz to do niego dotarło. Spojrzał najpierw na
stojącego nad sobą Kai’a z założonymi na piersi rękoma, który wręcz przerażał
go swoim wzrokiem, tonem głosu i tą sporą nagością. Potem zerknął na Baekhyun’a,
który właściwie wyglądał jak zadowolony z własnego towaru diler obserwujący całą
sytuację, a na końcu na Chanyeol’a… który siedząc na swoim łóżku chichrał się
sam do siebie jakby był forever alone’m i sam musiał sobie opowiadać kawały. Raczej
ta ostatnia dwójka obecnych tu narkusów mu nie pomoże… Przygryzł lekko dolną
wargę, sięgnął po to nieszczęsne bongo i nie bardzo wiedząc czego się
spodziewać zaciągnął się głęboko. Niemal natychmiast odłożył naczynie na
podłogę i zaczął kaszleć. Zakręciło mu się w głowie, momentalnie poczuł się
jakoś taki… rozluźniony… i sam z siebie zaczął się śmiać. Kai stojący obok
również się zaśmiał. Ale nie dlatego, że stał w unoszącym się dymie. Raczej
dlatego, że widok rozluźnionego, rozbawionego Kyung Soo był całkiem miłym
widokiem…
W każdym razie właśnie taki miał cel, kiedy tu przyszedł.
Wcześniej spał, krzyki D.O. go obudziły, a że wiedział jaką wiksę urządzili
sobie Chanyeol z Baekhyun’em, to postanowił to wykorzystać. Każda okazja na
przyjemności była dobra. A w ten sposób mógł dostać naprawdę wiele
przyjemności. Chwycił znów swojego hyung’a za ramię i pociągnął go do góry,
żeby wstał.
- Miłej zabawy, Koledzy. Nie obudźcie Suho. – Kai posłał
dwóm zjaranym przyjaciołom jeden ze swoich firmowych uśmiechów. – Ja zabieram
mamę do siebie. Też spróbujemy go nie obudzić.
***
- Dobranoc, Lulu…
- Dobranoc, Sehunnie… - głos Luhan’a w słuchawkach brzmiał
tak nienaturalnie, ale dla Sehun’a to się nie liczyło. Ważne, że mógł go
słyszeć. I widzieć złożonego z mnóstwa pikseli na ekranie swojego laptopa.
Pomachał lekko dłonią do kamerki i uśmiechnął się nieco
smutnawo w momencie, kiedy ekran rozmowy zgasł, a dźwięk w słuchawkach
zakomunikował mu koniec połączenia. Rozmawiał tak z nim jakieś 2 godziny
dziennie, zawsze wieczorem, zawsze przed snem. To już stało się taką jego rutyną. 2 godziny
rozmowy, wizyta w toalecie, szklanka mleka i do spania. Huh… po prostu tęsknił
za tym jelonkiem. Jeszcze bardziej tęsknił, odkąd nie wiadomo gdzie zapodział
swojego ukochanego pluszaka, którego kupił za pół ceny na bazarze. Na szczęście
istniał Internet. Dzięki niemu miał Lulu chociaż trochę. Ale Internet też
trzeba było wyłączać. Dlatego też najmłodszy w całej grupie 12 członków zdjął z
uszu słuchawki, odłożył je na bok i podnosząc się z krzesła przed biurkiem
zamknął laptopa, by nie leżał włączony całą noc.
Przeczesując rozjaśniane nieco włosy palcami zerknął w tył
na ciągle puste łóżko Suho. Wyszedł gdzieś jakieś kilka minut temu, choć
normalnie już spał o tej porze. To dziwne… Wzruszając ramionami i nie mając
zamiaru szukać swojego hyung’a wyszedł z pokoju i udał się do łazienki. Nigdy
nie wychodził do toalety w trakcie rozmowy z Luhan’em. Nie chciał marnować
czasu. Łazienka była zaraz obok pokoju Kyung Soo i Kai’a, a kiedy obok niego
przechodził… coś przykuło jego uwagę. Jakieś dziwne odgłosy zza drzwi.
Zmarszczył lekko brwi, ale postanowił nie przysłuchiwać się temu. Toaleta była
ważniejsza. Kiedy ulżył już swojemu pęcherzowi, umył ręce, przemył twarz i
otarł się ręcznikiem nadeszła pora na szklankę mleka. Ciągle starał się ignorować
coraz bardziej donośne odgłosy dochodzące z sypialni przyjaciół. Szklanka mleka
przed snem zawsze robiła dobrze. Uspokajała go, zapewniała przyjemny sen…
Poprawiała nawet samopoczucie! Wsadzając pustą już szklankę do zlewu wyszedł z
kuchni i wolnym krokiem udał się do siebie, ale wtedy znów minął pokój Kai’a. I
ciekawość zwyciężyła. Zatrzymał się przy drzwiach…
W całym domu było już ciemno i cicho jak w grobowcu, przez
co ciężkie dyszenie D.O. słychać było wręcz idealnie. Sehun przygryzł swoją dolną
wargę i od razu nerwowo ją oblizał, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co się
chyba dzieje w środku. Chciał pójść do siebie, ale zamiast tego… przytknął ucho
do drzwi.
- Jęcz dla mnie, głupia suko! – głos Kkamjong’a brzmiał
zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy mówił. Był… niższy, chrapliwy…
- Nie jestem głu… aaa-aaagh!
- Dokładnie tak... Dobrze Ci? Tak? To pokażę Ci coś lepszego…
Skrzypienie łóżka, ciche stęknięcia, a potem ledwo dosłyszalne,
stłumione poduszką jęki Kyung Soo…
- Kai! K-Kai! Aghhhh!
Sehun kolejny raz zwilżył swoje wilgotne wargi językiem i
przymknął powieki. Odruchowo… dlaczego? Chciał… chciał sobie to wszystko
wyobrazić.
- Kurwa, hyung…!
Posuwa go… na pieska. Trzyma za biodra, szarpie, jest dziki,
chaotyczny… Lulu tak lubi…
- Stój! Stój, nie mogę!
D.O. ma już dość? Zaraz dojdzie… słyszę to w głosie. Luhan’owi
też się tak trzęsie, kiedy nie może dłużej wytrzymać. Próbuje wtedy sam sobie
zwalić. Nigdy mu nie pozwalam… ja tu żądzę.
- Jong In! Puść, nie mogę!
Też mu nie pozwala…? Zna się. Jest tylko trochę ode mnie
starszy. Ugh… Luhan też tak krzyczy. Nigdy się nie ucisza… nie pozwala sobie
zatkać ust. To cholernie podniecające.
- Ah! Aa-aa-ah!
Uderza go w pośladek. Wbija się po same jądra, pieści jego
penisa własnymi palcami, wodzi wzrokiem po wygiętym rozkoszą ciele, panuje…
Napawa się tym cudownym widokiem. Napawa się jego nieśmiałymi ruchami,
obserwuje tą wykrzywioną grymasem rozkoszy twarz, te usta… Jest rozpalony. Oboje są. Tak cudownie
rozpaleni… Ugh… Szybciej…
Sam nie wiedzia ł kiedy wsadził sobie dłoń do spodni i
zaczął robić sobie dobrze pod drzwiami dwóch kochanków. Próbował sobie
wyobrazić, że te jęki, te stęknięcia i piski to Luhan. Różniły się, ale… Luhan. Wyobraźnia maknae
łatwo zamieniła łamiący się głos D.O. na anielskie piski Jelonka.
Szybciej… Szybciej!
- Otwórz usta!
CO?!
Ta wizja… Luhan z otwartymi ustami przy jego kroczu… to było
zbyt wiele. Doszedł obficie w swoją własną dłoń ciągle ciężko oparty o drzwi do
sypialni przyjaciół. Całym jego ciałem wstrząsnęły przyjemne dreszcze. Lulu z
nasieniem na ustach…
Smakuje Ci, Lulu…?
***
Myślą, że ja nic nie wiem. Myślą, że śpię. Brudni, nieczyści
idioci.
Niebo za oknami w salonie było zasłane mnóstwem gwiazd,
jakby ktoś sypnął garścią brokatu na kartkę czarnego papieru. Suho siedział na
parapecie z kubkiem herbaty i wsłuchiwał się we wszytko co działo się w domu.
Od dzikiego śmiechu Chanyeol’a, który chyba bił się właśnie w udo po tym, jak
Bacon na pytanie „Co robimy?” odpowiedział „TAK”, poprzez sapanie zmęczonego
seksem Kai’a aż do Sehun’a, który na głos wypowiadał wszystkie swoje myśli
związane z Luhan’em, co robił chyba całkiem nieświadomie.
Nieczyści idioci.
Dlaczego przyszło mu pracować z takimi ludźmi? Nie wiedział.
Ale to mu w sumie nie przeszkadzało. Zgrywając strażnika, ojca, lidera… miał
niezły ubaw.
Uśmiechał się do siebie w zupełnie inny sposób niż ten, który znali fani, czy chociażby pozostali członkowie zespołu. Anielski uśmiech zastąpił innym. Paskudnym.
Tak cudownie było rozsiewać wokół siebie nasiona pozorów.
Tak bardzo nieczyści idioci.