4 grudnia 2012

Marry The Night


Pairing: Kaisoo
Uwagi: Nie widzę tu ograniczeń wiekowych, a jeśli chodzi o samego fica... Jest tysiąc razy inny od moich pozostałych. Pierwszy raz napisałam coś takiego. I to jest... dziwne. Kończąc tego fica poczułam się tak samo zmindfuckowana jak po obejrzeniu filmu "Seth et Holth" z hide (X-JAPAN) i Tusk'iem (ZI:KILL).
W każdym razie zapraszam do czytania i komentowania! <3

Marry The Night

Sufit w tym momencie był naprawdę najciekawszym elementem całego pogrążonego w ciemności pokoju. Przez otwarte okno do środka wdzierały się słabe promienie księżyca i zostawiały nad głową leżącego w łóżku Kyungsoo srebrne smugi.  Te natomiast z łatwością przykuwały jego uwagę tak bardzo ostatnimi czasy rozpraszaną przez mnóstwo różnorakich czynników.
Lekki podmuch wiatru wleciał do pokoju sprawiając, że nie do końca okryty kołdrą chłopak zadrżał nieznacznie tak samo jak ułożony na biurku przy oknie stos kartek zapisanych jego własnym koślawym pismem. Co wieczór zapisywał jedną taką kartkę i ustawiał ją na stosie tych już gotowych. Nie były to zwykłe bazgroły. Każdego dnia przed snem zapisywał na białym papierze po jednym krótkim tekście. Mogły to być wiersze, mogły to być teksty piosenek pozbawione jeszcze swoich własnych unikatowych melodii… mogło to być praktycznie wszystko. Wszystko, co się rymowało, a co pozwalało Kyungsoo zasnąć z myślą o tym, że zrobił to, co do niego należało.
Tym razem nie napisał nic. Dlatego od kilku godzin leżał na plecach przykryty kołdrą jedynie po pas wpatrując się w sufit. Jego duże, szeroko otwarte, ale jednocześnie zmęczone oczy wodziły powoli po srebrzyście oświetlonym sklepieniu nad swoim łóżkiem. Kurczowo ściskał w długich palcach miękki materiał prześcieradła zaraz przy swoim boku. Co jakiś czas rozluźniał uścisk, a wtedy swój wzrok na kilka sekund odrywał od niezwykle interesującego obszaru nad swoją głową po to, by zerknąć w stronę elektronicznego zegarka stojącego na niewielkiej półce zaraz przy jego głowie. Czas mijał bardzo powoli. Jak zawsze… Podczas, kiedy w jego własnym świecie mijały wieki to tutaj, na ziemi, gdzieś gdzie skazany był żyć mijały ledwo minuty. Minuty coraz bardziej oddalające go od chwili oddania się w objęcia Morfeusza. Bardzo powoli zbliżał się czas, w którym elektroniczny zegarek odsłoni swoją tak znienawidzoną przez ludzi funkcję. Przy kolejnym zerknięciu na zegarek do głowy leżącego doszło, że pozostała mu już tylko godzina snu. Godzina, której i tak nie był w stanie wykorzystać.
Ostrożnie podniósł się do siadu i wsunął powoli dłoń, którą do tej pory ściskał prześcieradło, we własne włosy. Długimi palcami przeczesywał ciemne kosmyki, przepuszczał je przez nie, roztrzepywał nieznacznie, jakby to miało dać mu chwilę relaksu, odpoczynku, jakiego nie mógł zaznać nie śpiąc. Zmęczonym wzrokiem omiótł powoli własne okryte pościelą nogi, następnie równo postawione na dywaniku przy łóżku kapcie, jeszcze później leżący na krześle, idealnie złożony szkolny mundurek. Wysunąwszy dłoń z włosów jej wierzchem przetarł sobie powieki postanawiając wstać. I tak nie było szans na to, by teraz jeszcze zasnął.
Wsunięcie na stopy starych, rozklejających się, niebieskich kapci było pierwszą częścią rytuału wstawania z łóżka, który odbywał się zawsze w okolicach piątej rano, kiedy jeszcze było ciemno. Kolejną częścią było zamknięcie okna. Bez zapalenia małej lampki na biurku nie byłby w stanie funkcjonować. Ostre promienie sztucznego światła najpierw raziły w oczy, jednak z każdą chwilą Kyungsoo przyzwyczajał się do tego bardziej i już po kilku minutach bezczynnego stania przy biurku ze spojrzeniem wlepionym w stos kartek mógł już udać się do kuchni na śniadanie.
Kiedyś bardzo lubił gotować. Zwykłe tosty spod jego ręki smakowały jak kosztujące fortunę śniadanie w drogich hotelach. Jajecznica nabierała szlachetnego smaku, każda przyprawa z lekkiego dodatku stawała się czymś, co potrafiło diametralnie zmienić wszystko. Często zapraszał znajomych na obiady, podczas których popisywał się swoimi niesamowitymi umiejętnościami, nigdy nikomu nie zdradzał swoich przepisów, a te gromadził w sporym zeszycie ukrywanym pod meblami w kuchni. Był lekko przewrażliwiony na punkcie tego, że ktoś mógłby odkryć tajemnicę smaku jego popisowych potraw. Ale to było kiedyś. Teraz wchodząc do kuchni nawet nie sprawdzał, czy jego pokryty kilkuletnią warstwą kurzu zeszyt ciągle leży pod szafką z garnkami. Od razu kierował się do lodówki wcześniej zapalając światło. Tam od dłuższego czasu było tylko i wyłącznie mleko. Zawsze świeże, to prawda. Ale nic więcej…
Wyjąwszy mleko postawił je na ubrudzonym jakimś zaschniętym ketchupem blacie. Drapiąc się lekko po nagim udzie zaczął szukać na suszarce do naczyń czystej miski. Znalazł ją za blachą do pieczenia rzuconą niedbale na suszarkę jakiś tydzień temu.
Miał już mleko, miskę… brakowało najważniejszego. Płatków.
- Gdzie schowałeś płatki…? – zapytał nagle dosyć głośno.
Odpowiedziała mu całkowita cisza. Kyungsoo delikatnie marszcząc brwi odszedł od kuchennego blatu palcem sunąc po jego ubrudzonej krawędzi. Spojrzał w stronę niewielkiej spiżarki naprzeciwko lodówki. Chwilę czasu zajęło mu nim postanowił do niej podejść i ją otworzyć. Kiedy to zrobił ledwo uchronił tysiące słoików z ogórkami i innymi warzywami przed upadkiem i potłuczeniem się o brudne kafelki. Ostatni słoik niemalże zawisł w powietrzu. Ale kiedy odkładał go na miejsce dostrzegł paczkę upragnionych przez siebie płatków. Ostrożnie wyjął ją spomiędzy słoików, zamknął spiżarkę i wrócił do blatu. Zębami rozerwał karton zawierający w sobie mnóstwo czekoladowych muszelek.
- Następnym razem jak skończy się jedna paczka, to od razu wyjmij drugą, żebym potem nie szukał. Prawie zostałem zabity przez spadające słoiki. Powinieneś kiedyś tam posprzątać… mówiłem ci to już tysiące razy… - wzdychając cicho wsypał muszelki do miski i zalał je mlekiem. Znalezienie łyżki nie było już takie trudne. Wszystkie czyste znajdowały się w szufladzie. Czasem miał wrażenie, że naczynia były jedynymi czystymi rzeczami w tej kuchni.

***

Zatrzymał się przy jednej z ławek na samym środku sporego parku dzielącego jego stare liceum od liceum, do którego chodziła niegdyś spora część jego znajomych. Zawsze spotykali się tutaj na długich przerwach i wtedy, kiedy mieli wolne lekcje. Siadali na ławce, wyjmowali kanapki i komentując wygląd każdej przechodzącej obok dziewczyny spędzali mile czas.
Usiadł na kilka dni temu pomalowanych deskach wysłużonej już ławki, postawił plecak obok siebie i oparłszy się ciężko o oparcie od razu skierował swój wzrok w stronę liceum, skąd jego znajomi zawsze przychodzili. To znaczy przychodzili, ale kiedy jeszcze chodzili do szkoły. Od czasu, w którym Kyungsoo i jego rówieśnicy skończyli edukację w tych miejscach minęło już bowiem kilka lat. A dokładniej 3 długie lata.
Zerknął na zegarek, który zwykł nosić na lewym nadgarstku i westchnął cicho. Zbliżała się godzina ósma. Moment, w którym on powinien już podnosić się z miejsca i iść samotnie w stronę swojej szkoły podczas gdy pozostali kierowali się do tej po drugiej stronie parku. Minuty mijały bardzo powoli, natomiast on nie ruszał się z miejsca. Długimi palcami wybijał rytm na swoim szczupłym udzie co jakiś czas obserwując ze słabym uśmiechem śpieszącą się do szkół młodzież. Jedni w żółtych mundurkach, drudzy w takich samych jak ten, który Kyungsoo miał na sobie, w granatowych, eleganckich uniformach. Prezentowali się bardzo poważnie, jak z naprawdę dobrej szkoły. Szkoda tylko, że tamta szkoła była najgorszą w mieście.
Dźwięk dzwonków z obu stron zakomunikował chłopakowi, że czas na lekcje. Podnosząc się z ławki złapał za swój pełen książek plecak i z lekkim trudem zarzucił go na ramię. W momencie kiedy zwrócił się w odpowiednim dla siebie kierunku coś kazało mu się zatrzymać. Stać w bezruchu i patrzeć przed siebie. Znowu na jego dużych, pełnych ustach pojawił się słaby uśmiech.
- Nie mogę… - szepnął sam do siebie, by następnie spuścić wzrok i wbić go we własne, stare już i rozchodzone buty będące częścią szkolnego mundurka. Przełknął głośno ślinę. – Znowu mnie nie powstrzymałeś…

***

Cisza panująca przed salą do zajęć wokalnych była dosłownie miodem dla uszu. Była miejscem, gdzie zmęczony Kyungsoo zawsze znajdywał sposób by odpocząć. Nawet kiedy zza drzwi wydobywały się melodie grane na pianinie albo czyjeś głosy, jemu i tak wydawało się, że wokół jest tylko cisza i on sam.
Czekał na swoje zajęcia. Zwykł przychodzić nieco wcześniej, a dokładniej 2 godziny przed nimi, by wyciszyć się i nieco odpocząć z dala od własnego okropnego domu, zatłoczonych ulic, dziwnie wpatrzonych w niego ludzi. 2 godziny czekania na zajęcia, 2 godziny samych zajęć… to był czas, który codziennie wykorzystywał właśnie w ten sposób. Poza weekendami, kiedy nauczyciel zwyczajnie nie miał możliwości zajęcia się 21 letnim chłopakiem, który żył we własnym świecie i który mówiąc do siebie zawsze karcił się, że przy tak pięknej muzyce umie tylko śpiewać, a nie tańczyć.
To miały być jego ostatnie zajęcia właśnie przed weekendem. Potem musiał znaleźć sobie inny sposób na zajęcie własnego umysłu, by przetrwać do poniedziałku i cały rytuał niezmieniający się od kilku lat nawet w okresie wakacyjnym powtórzyć po raz tysięczny. I choć wydawało mu się, że mijają mu wieki na czekaniu, to w końcu drzwi otworzyły się i z nieco wygłuszonej sali wyszła niska, może 7 letnia dziewczynka o pięknej, dziecięcej buzi. Kyungsoo uśmiechnął się na jej widok i mruknął ciche „cześć”. Widywał ją w każde poniedziałki, środy i piątki. Była stałą uczennicą Pana Lee, który uczył śpiewu ich oboje.  Dziewczynka na widok siedzącego na krześle przy drzwiach dużo starszego od siebie chłopaka uśmiechnęła się promiennie i zatrzymała się, by zaraz podejść nieco bliżej.
- Jak się dzisiaj czujesz, oppa? – zapytała przekrzywiając głowę nieznacznie, przy czym jeden z jej dwóch kucyków upiętych po bokach lekko połaskotał ją w ramię.
Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Starszy prostując się na krześle przybrał naprawdę zacięty, ale i dosyć wesoły wyraz twarzy i uniósł pięść lekko ku górze w charakterystycznym geście.
- Dobrze, hwaiting!
Dziewczynka automatycznie zachichotała i małą dłonią potarła swój okrągły, rumiany policzek.
- A Jongin oppa?
Kyungso odruchowo spojrzał na ułamek sekundy w bok, gdzie znajdowała się tylko pomalowana na brzoskwiniowy kolor ściana i powieszony na niej obraz słoneczników. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jongin-ah też.  Ale nie stój już tak, Hyomin, leć na dół. Mama pewnie na ciebie czeka. – to mówiąc podniósł się z krzesła i lekko poklepał ją otwartą dłonią po głowie. Dziewczynka ciągle rozpromieniona jedynie posłała mu szeroki uśmiech prezentujący lekki brak dolnej jedynki, a potem głośno wołając „bye bye” uciekła po schodach w stronę wyjścia z budynku szkoły muzycznej.
Chłopak już dłużej nie zwlekał z wejściem do sali. Było to nieduże pomieszczenie, w którym większość miejsca zajmowało pianino i inne instrumenty takie jak gitara czy keyboard. Czuł się tu jak w domu. Nawet lepiej. Pan Lee jak zwykle początkowo nawet nie zwrócił uwagi na wejście swojego ucznia. Siedząc przy pianinie przerzucał jakieś kartki w rękach, jakby czegoś szukał. Czegoś naprawdę ważnego. Tak przynajmniej można było wywnioskować po jego zaciętym wyrazie twarzy. Kyungsoo nie chcąc mu przeszkadzać jedynie usiadł sobie na niewielkim krześle bez oparcia zaraz przy pianinie i zaczął standardowo rozglądać się wokół, palcami wystukując rytm na własnym kolanie.
- Ćśśś… - szepnął nagle przyciskając sobie palec do ust, na co wyrwany z zamyślenia Lee zareagował naprawdę szybko.
- Mówiłeś coś, Do?
Szybko oderwał palec od swoich ust i pokręcił energicznie głową teraz całą swoją uwagę skupiając na nauczycielu śpiewu. Ten natomiast kolejny raz w ciszy przerzucił masę kartek i w końcu znajdując to, czego najwyraźniej szukał, uśmiechnął się lekko, co na jego twarzy było dosyć rzadkim widokiem. Pan Lee był bardzo wymagającym nauczycielem. Niesamowitym muzykiem, multiinstrumentalistą, miał słuch absolutny.
- Trzymaj to. – W jednej chwili wepchnął w drobne dłonie Kyungsoo pliczek kilku kartek, na których widniało mnóstwo nut oznaczających linię melodyczną całego utworu. – Dasz sobie radę z nutami?
Nie zastanawiając się chłopak pokiwał głową. Co jak co, ale nuty nigdy nie sprawiały mu problemów. Muzyka była mu bliska od zawsze. Z zaciekawieniem przerzucał kartki śledząc nuty i już układając sobie w głowie odpowiednią melodię. Kiedy wrócił do pierwszej strony postanowił sprawdzić tytuł utworu.
- „Marry The Night”… - powtórzył na głos i lekko zmarszczył brwi. Już to gdzieś kiedyś słyszał. Nie piosenkę… te słowa.
- Tak. Dosyć znana piosenka. Przynajmniej tak mi się wydaje. Leci ostatnio wszędzie. W radio, w telewizji… - pan Lee zaczął, układając kopię kartek na podstawce pod nuty wbudowanej w klapę od pianina. – Miałem ci dać dzisiaj „What a wonderful World”, ale jak przyszła Hyomin to to nuciła. I stwierdziłem, że będzie dla Ciebie idealne. Co ty na to?
- I’m gonna marry the night…?
- Dokładnie tak, Do Kyungsoo.
Przewracane w palcach kartki szeleściły cicho, kiedy chłopak po raz kolejny powtarzał sobie melodię w myślach. A za każdym razem, kiedy zaczynał się refren… w jego głowie rozbrzmiewało ciche do it.

***

Głośne trzaśnięcie starymi drzwiami do mieszkania Kyungsoo oznajmiło jego przybycie. Oznajmiło je pustemu mieszkaniu, bo od dawna żył on tutaj sam. Całkowicie sam, w swoim małym świecie pełnym muzyki i cichych szeptów.
Wchodząc do środka nawet nie zatrzymał się, by zdjąć z siebie buty, czy chociażby zrzucić marynarkę szkolnego mundurka i zawiesić ją na wieszaku. Szedł przed siebie z drogą zasłoniętą nutami do nowej piosenki, potykał się o rozrzucone po podłodze buty, których w sumie już od dawna na sobie nie miał. W jednym momencie niemalże uderzył czołem w ścianę, kiedy zamiast skręcić do swojego pokoju po prostu ciągle brnął dalej bez względu na to, czy przed nim był jeszcze przedpokój czy już nie. Szybko jednak zmienił kierunek swojej wędrówki i zaszedł prosto do salonu, gdzie od razu usiadł ciężko na dużej, starej, skórzanej kanapie przed jakimś telewizorem sprzed kilkunastu lat. Stara skóra nawet nie wydała z siebie żadnego dźwięku,  gdy dosyć sporej wagu jak na swoją posturę chłopak na nią opadł.
Nie minęło dużo czasu, a odłożył piosenkę na kanapę obok siebie i odetchnął głęboko patrząc w stronę niedużego okna rozpościerającego widoki na miasto z dziesiątego piętra. Miasto nocą… było naprawdę piękne.
Wyszukał palcami pilota od telewizora, postanawiając na chwilę uciec od piosenki jakiej zmuszony był nauczyć się na poniedziałek. Pierwszym programem jaki mu się włączył był standardowy kanał z wiadomościami. Oparł się wygodnie o oparcie kanapy i przymknął oczy, zaczynając wsłuchiwać się w energiczny głos prezentera.
- … słynące z nocnych imprez centrum miasta ostatnimi czasy pustoszeje ze względu na…
- Przełącz, błagam…
- … ślub pary odbył się pod osłoną nocy w bardzo kameralnej…
- Wyłącz.
- … zakończymy dzisiaj wszystko muzycznym akcentem, na państwa ekranach „Marry the night”…
- Nienawidzę cię! – jego ręka wystrzeliła po pilot i wyłączyła telewizor jednym szybkim ruchem. Oczy Kyungsoo nawet się nie otworzyły, kiedy w skromnym salonie zapanowała cisza przesycona lekko naelektryzowanym przez kineskopowy ekran powietrzem.
Nie rozumiał jednego. Tego, że serce waliło mu wówczas niesamowicie mocno, a dłoń zaciskająca się na pilocie była tak silna, że plastikowa obudowa dosłownie pękała pod naciskiem. Na rękach okrytych materiałem szkolnej marynarki wyczuwał gęsią skórkę. Czuł się tak, jakby ktoś poraził go prądem i kazał się nie ruszać, udawać martwego pod groźbą ponownego impulsu. Z tym, że ten ktoś nie istniał, a prąd nie mógł przecież pojawić się z nikąd.
Dużo czasu minęło nim otworzył oczy, a kiedy to zrobił wcześniej zapalone w salonie światło było już zgaszone. Tak, jakby przepaliła się żarówka. Przełknął głośno ślinę, odsunął plecy od oparcia kanapy i oparł się łokciami o własne kolana, spuszczając głowę. Krew ciągle pulsowała mu w żyłach, tworząc w tej nieprzeniknionej ciszy jedynie ciche szumy potrafiące doprowadzić człowieka do szału. Podobno po kilkunastu minutach w całkowicie wygłuszonym pokoju człowiek zaczyna słyszeć przepływ własnej krwi, bicie serca zagłusza mu większość innych dźwięków. Podobno można przez to szybko oszaleć. Kyungsoo czuł się tak, jakby właśnie siedział w takim pokoju.
Z trudem podniósł się na nogi.
- Nie… - szepnął pod nosem gdzieś w nieprzeniknioną ciemność salonu, po czym odwrócił się na pięcie i po omacku wyszedł, szukając drzwi  do własnej sypialni.

***

Przekrwione oczy nie należały do szczegółów, jakie mogły dodać mężczyźnie uroku. Worki pod nimi również. Zrastające się powoli, niepielęgnowane od dawna brwi dopełniały całości. Przetarte wilgotną szmatką lustro w łazience pokazywało niestety właśnie takie odbicie Kyungsoo, który nie śpiąc już drugą noc z rzędu śpiewał. Całą noc. Zamknięty we własnej sypialni, siedząc pod biurkiem w kompletnych ciemnościach. Śpiewał, by zagłuszyć zdanie pojawiające się z nikąd. Wszędzie.
Nieco niezdarnym ruchem odkręcił zimną wodę w kranie i pochylił się nad zlewem, by następnie chlusnąć sobie w twarz lodowatą wodą, która miała ocucić go po tak wyczerpującej nocy. Kiedy się prostował, a jego wzrok spoczął na lustrze nie był pewien, czy krople spływające mu po twarzy były tylko tą lodowatą wodą, czy też letnimi łzami, które czuł, lecz których obecność była maskowana. Kolejny raz chlusnął sobie wodą w twarz, następnie oparł się ciężko na wyciągniętych rękach o zlew i zapłakał. Zwyczajnie, żałośnie zapłakał…
Kiedy to wszystko się stało? Kiedy jego życie zatrzymało się w miejscu powtarzając wszystkie czynności ze szkolnych dni tysiące razy mimo upływu czasu? Kiedy minął ten czas?
Do it.

***

-Był moim synem, miał zaledwie 21 lat… Był bardzo wesołym, otwartym chłopcem. W domu nigdy nie sprawiał problemów. Nauczyciele zawsze go chwalili, dostawał same świetne oceny w szkole, miał też mnóstwo przyjaciół. Poznałam wszystkich. Tak mi się przynajmniej wydawało… Kochał śpiewać. Nie wiem kiedy ten czas tak szybko minął, kiedy z cudownego chłopca zmienił się nie do poznania w zepsuty automat…
*
- Byłem jego nauczycielem śpiewu przez kilka lat. Dokładnie 5. Kiedy przyszedł do mnie pierwszy raz był naprawdę wesołym dzieciakiem, pełnym energii. Często po zajęciach przychodzili po niego znajomi, jednego nawet wpuszczaliśmy na lekcję, bo ćwiczył taniec w naszej szkole. Bardzo ładnie tańczył. A Kyungsoo bardzo ładnie śpiewał. Żałuję, że nie dałem mu tej szans, by pojechał na konkurs talentów. Ale z drugiej strony… to by się źle skończyło…
*
- Chodziłam z nim do klasy. Kiedyś… bardzo mi się podobał. Był naprawdę cudowny. Dużo razy pomagał mi z matematyką. Kiedy przychodziłam do niego na korepetycje piekliśmy ciasteczka, a w międzyczasie powtarzaliśmy sinusy. Lubił lukrem na każdym ciasteczku napisać po jednej literce. Często podświadomie układał je w imię Jongin…
*
- Miałam mieszkanie naprzeciwko jego mieszkania. Często mijaliśmy się na schodach albo spotykaliśmy się w windzie. Zawsze mi pomagał, bo dobrze wiedział, że nie mogę dźwigać jakiś zakupów, a wie Pan… jak promocje, to trzeba brać! Złoty chłopak z niego był, ale niknął w oczach… Nie sądziłam, że będzie zdolny do zrobienia sobie... czegoś takiego...
*
- Pracował u mnie przez jakiś rok, może półtora, jako szef kuchni. Pierwszy raz zatrudniłem kogoś tak młodego na to stanowisko, ale nie żałowałem. Był geniuszem. Wszystko robił z taką pasją, choć widać po nim było, że chyba nie najłatwiej miał w życiu prywatnym. Pamiętam, że jak zostałem zmuszony zamknąć restaurację, to w sumie zamknął ją za mnie… wcześniej demolując całą salę i kradnąc komplet noży.
*
- Kiedyś przychodził tu na cmentarz wieczorami. Sprzedawałam mu znicze za pół ceny. Swego czasu grób Kim Jongin'a był najlepiej utrzymanym i zadbanym grobem w okolicy. 

***

„Zalałem Twoje łoże czerwienią
Patrząc jak Twe oczy się mienią
Czernią...
I ciemna Twej dłoni 
Skóra niech mnie chroni...
Jak chroniłeś.
Poślubiłem noc. Tak jak prosiłeś."

13 komentarzy:

  1. Hands down twoje najlepsze opowiadanie. Momentami trochę za bardzo niezrozumiałe, ale to i tak dodaje mu uroku. Widać, że opowiadanie inne od pozostałych, bo różni się nawet zapisem i stylem. Więcej takich ficków!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał. Genialnie. Serio. Skończyłam czytać z otwartymi ustami. Na początku chyba zbytnio nie ogarniałam, a ostatnie zdanie o grobie wyjaśniło wszystko. + motyw o piosence. Idealnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Błędy Ci już wypisałam, więc mogę skupić się na treści. W sumie kiedy powiedziałaś mi, że dużo jest rzeczy niezrozumiałych to oczekiwałam jakiś zagadek rodem Sherlocka, ale....SORRY, ALE OD POCZĄTKU WIEDZIAŁAM O CO CHODZI XDDDDDDDDDDDDD Cóż to ja i moja dedukcja. No, ale historia sama w sobie przyjemna ("przyjemna"), ładnie z tego wyszłaś na samym końcu i dobre nawiązanie do piosenki. Propsy, ziomek <3

    PS. Ale Lady Gaga wciąż jest brzydka.

    OdpowiedzUsuń
  4. To było takie .. wzruszające :'3 takie smutne T^T i takie piękne ~~ cieszę się, że to napisałaś ^^ szkoda tylko, że na końcu nie było więcej a propos śmierci Kaia i D.O., ciekawi mnie jak obaj mogli zginąć c: ale poza tym bardzo ładnie napisane, tak tajemniczo, choć w sumie łatwo było się domyśleć co z tego wyniknie ;> życzę weny i czekam na więcej ^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś Nominowana! <3

    http://juniorkowe-fanfiction.blogspot.com/2012/12/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do Kaia, to wiadome, ale że D.O.... fajnie <3. W ogóle czytałam to w takim klimaciku... czekając w mrozie półtorej godz nie mając gdzie sie schować, kupiłam sobie czekoladę, by w starym, cieplutkim pociągu osobowym, rozgrzać się czytając Twojego ff i przygryzając czekoladę. Lepiej być nie mogło, cudko... <3. Poszalałaś, oj poszalałaś <3.

    OdpowiedzUsuń
  7. cześć, nominuję cię do liebster award ^^ tu masz szczegóły: http://mylovebeast.blogspot.com/2012/12/liebster-award_13.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaraz będę płakać! Haha! Czuję niedosyt! Świetna historia i dręczy mnie coś... Czemu Jongin umarł? :( Ale! Myślę, że opowiadanie owiane tajemnicą jest świetne, bo zmusza czytelnika do zastanowienia się nad nim :)

    http://exo-what-is-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam Cię do Liebster Award . Szczegóły tu :http://exo-what-is-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Trochę mam łzy w oczach... Biedny Kyungsoo, on zawsze ma pod górkę TT^TT

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakie to piękne, wzruszające. Na koniec łzy w oczach. Kooooocham to. Dlaczego Kai umarł ;/?



    zapraszam do fanfika o Kaiu , oh-my-hobby.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Doprowadziłaś mnie do łez. Wow.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojacie.. jestem już jakieś 5 minut po przeczytaniu tego ... i nadal łzy mi lecą .. Jest to na prawdę na początku nie zrozumiałe, ale na koniec wszystko staje się przejrzyste. No kurczaki cudowne :3 życzę weny do dalszych pomysłów ^^

    OdpowiedzUsuń