Pairing: Taoris
Uwagi: Póki co nie widzę tu ograniczeń wiekowych (bądźmy szczerzy, nikt ich nie przestrzega xD). Pojawiają się błędy różnej maści, ale myślę, że nie jest najgorzej. I akcja powoli się rozkręca! <3
ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA!
Karaluch (4/?)
Od strony zaplecza mała kawiarnia,
w której pracował Yi Xing nie wyglądała już tak ładnie jak od frontu. Wydawało
mu się wcześniej, że skoro remontowali to, co widzą ludzie, to wyremontują
wszystko, jednak jak się później okazało wygląd budynku poza wzrokiem
przechodniów zostawiał sobie wiele do życzenia. Odpadające tynki, rozsypujące
się schodki do tylnych drzwi, zabite deskami okna. Od tej strony kawiarnia
praktycznie nie wyróżniała się niczym od większości mieszczących się wokół
bloków, a już w szczególności nie od tego, który stał naprzeciwko i był
przeznaczony do rozbiórki.
Wu Fan opierając się ramieniem o w
miarę dobrze utrzymany fragment elewacji, gdzie nie schodził tynk i nic nie
wyglądało tak, jakby miało mu spaść na głowę czekał, aż młodszy chłopak skończy
swoją pracę. Było już dosyć późno, jednak blondyn dopiero o tej porze czuł się
na siłach, żeby się tu pojawić. Cały dzień po powrocie od Lu Han’a zmuszony był
spędzić w pracy na pisaniu biznesplanu dla klienta należącego do chyba
najtrudniejszej kategorii klientów. Dla kobiety. Dodatkowo starszej. Kobiety,
która nie orientowała się w standardach panujących w tych czasach, nie znała
cen, kursów walut, nie wiedziała nic oprócz tego, że chciałaby otworzyć
cukiernię w centrum miasta. Wszystko byłoby dobrze, gdyby całkowicie
pozostawiła wszystko w jego rękach, poradziłby sobie z tym bez problemu, jednak
ona ciągle musiała wtrącać swoje zdanie, które w żadnym razie nie było dobre
ani nie nadające sprawie szybszego obrotu. Jej humory i „widzimisię” tylko
utrudniało Chińczykowi pracę, ale ostatecznie jakiś tam sukces osiągnął. To
znaczy on osiągnął, bo zarobił. Natomiast to, czy ta kobieta da sobie teraz
radę z otwarciem własnej, małej firmy już nie zależało od niego. Z nową
dodatkową sumą pieniędzy w kieszeni czuł się trochę lepiej po ciężkiej nocy. Bo
choć łóżko Lu Han’a było wygodne i na tyle duże, żeby obaj się w nim zmieścili
i mogli się wyspać, to nie dość, że przez pół nocy Mei nie dawała mu spokoju,
to jeszcze co jakiś czas budził się mając dziwne wrażenie, że ktoś go
obserwuje. Najgorsze było to, że kiedy podnosił się do siadu i zapalał światło,
to napotykał wzrokiem tylko na leżącego obok przyjaciela, a potem słyszał jego
oburzony głos nakazujący bezzwłocznie wyłączyć źródło światła. Gdyby byli wtedy
w domu sami pewnie by się tak tym nie przejmował, mógłby sobie wmówić, że tylko
mu się wydawało. Ale przecież w salonie spał Zitao. Ten głupi bezdomny
gówniarz, którego litościwy dla wszelkiego stworzenia Lu Han musiał zaciągnąć
do domu, wymyć, nakarmić i przenocować. Był na niego o to zły. Jaki normalny
człowiek tak przejmowałby się jakimś menelem, żeby aż brać go do siebie do domu
nawet nie wiedząc kim ten ktoś jest? Jeszcze bardziej zły był, kiedy wstając
rano z łóżka udał się do salonu i czarnowłosego chłopaka nie zastał. Zamiast
niego zobaczył otwarte okno. Kiedy obudził właściciela domu okazało się
jeszcze, że z szuflad w sypialni zginęło mnóstwo kosztowności takich jak
biżuteria i poukrywane w skarpetkach pieniądze. Apogeum złości osiągnął jednak
kiedy Lu Han zamiast przejąć się całym zdarzeniem po prostu zamknął okno i z
uśmiechem poszedł robić śniadanie do kuchni.
Wu musiał dowiedzieć się czegoś
więcej na temat tego brudnego gówniarza i złodzieja, dlatego właśnie teraz stał
pod drzwiami na zaplecze do kawiarni, gdzie pracował Yi Xing. W końcu
naprzeciwko mieścił się budynek do rozbiórki, a w tym właśnie budynku podobno
Tao razem ze swoimi menelskimi znajomymi zamieszkiwał kradnąc i unikając
sprawiedliwości.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk
otwierających się drzwi. Uniósł wzrok ze swoich butów, w które przez cały ten
czas wpatrywał się odcięty od rzeczywistości i wbił go w owijającego szyję
czerwonym szalikiem syna pani Zhang.
- Wybacz, że tak długo… - Yi Xing
odwrócił się na moment plecami do mężczyzny i zaczął zamykać kluczem drzwi. W
końcu szef chyba by nie chciał, żeby jacyś nieproszeni goście typu sąsiadów z
naprzeciwka weszli mu nocą do lokalu. - Musiałem jeszcze pozamiatać.
- Nie szkodzi. – Fan posłał mu
nieznaczny uśmiech, a potem odsunąwszy się od ściany wsadził dłonie do kieszeni
lekkiego, ale eleganckiego płaszcza. Ostatnio robiło się już dosyć chłodno, a
on nie miał zamiary chorować przez swoją bezmyślność. – Mam nadzieję, że nie
zniszczyłem Ci jakiś planów.
- Nie, nie. – Chłopak pokręcił
szybko głową i starając się nie zabić na sypiących się schodkach zszedł po
nich, a potem podszedł bliżej biznesmena z lekkim uśmiechem na ustach, przez
który w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. – Będziemy gdzieś szli?
Czy masz zamiar wypytywać mnie tutaj?
Blondyn zaśmiał się cicho i
pokręcił głową od razu na pięcie odwracając się w stronę ścieżki, którą można
było okrążyć budynek i wyjść na ulicę.
- Odprowadzę Cię do domu i wypytam
po drodze, pasuje?
- Jestem za!
Nie zwlekając więc ani chwili
dłużej oboje, ramię w ramię ruszyli w kierunku wyjścia na ulicę, skąd następnie
skierowali się tam, gdzie syn Pani Zhang wskazał dłonią. Przez pewien czas szli
w milczeniu. Wu Fan jedynie zerkał co chwila na swojego młodszego towarzysza
trzymając ręce w kieszeniach i wodząc wzrokiem po okolicy jakby sprawdzając,
czy ktoś za nimi nie idzie albo po
prostu nie podsłuchuje. Yi Xing też nie wydawał się zbyt rozmowny aż do
momentu, w którym nie opuścili całkowicie okolicy jego miejsca pracy.
- Czego chciałbyś się dowiedzieć? –
zapytał w końcu, kiedy zauważył, że Wu po raz kolejny spogląda na niego z góry
zza jasnych, opadających na czoło kosmyków włosów.
Tamten jedynie westchnął
wypuszczając powietrze z płuc tak jakby trzymał je w nich długo i punkt wbijania
spojrzenia z chłopaka zmienił na chodnik, który rozciągał się przed nim.
- Musisz mi powiedzieć czegoś
więcej na temat tego Tao, który rzekomo pomieszkuje sobie w budynku
przeznaczonym do rozbiórki.
Chińczyk zmarszczył nieco brwi i
podrapał się nieznacznie z boku szyi lekko okrytej ciepłym szalikiem.
-Czy nie mówiłem ci wszystkiego co
wiem ostatnim razem?
- Nie jestem pewien czy to było
wszystko. – Wu wyjmując dłonie z kieszeni płaszcza wyjął je razem z paczką
papierosów i zapalniczką. Wiedział, że Zhang nie pali, więc nawet mu nie
zaproponował jednego papierosa. Sam za to wsunął sobie fajkę w usta i podpalił
jej koniec małym ogniem zapalniczki, by następnie wrzucić ją z powrotem do kieszeni
razem z paczką. Zaciągnąwszy się dymem złapał palcami za ustnik i zaraz po tym
wypuścił na chłodne powietrze chmurę siwego dymu. – Na pewno wiesz więcej.
- Ale na jaki dokładniej temat…?
- Tego młodego szczyla. Złodzieja.
- Ale dlaczego o niego pytasz?
Zapadła dosyć niezręczna cisza.
Jedynym dźwiękiem, jaki rozbrzmiewał wokół były ich kroki na betonowym
chodniku, dmuchanie wiatru i czasem jakieś przejeżdżające samochody. O tej
porze nawet ludzie się nie pojawiali. Było za zimno, za ciemno. Zbyt
niebezpiecznie czasem.
Yi Xing przyglądał się starszemu
od momentu, w którym zadał to pytanie i starał się zlustrować wszystkie emocje,
jakie pojawiły się na jego twarzy. Ale to było naprawdę trudne. Jedyne co udało
mu się wywnioskować po mocno zmarszczonych brwiach Wu to tylko to, że chyba nad
czymś rozmyślał. Dosyć ostro rozmyślał.
Na ustach kelnera pojawił się
szeroki, zaczepny uśmiech ujawniający
dołeczki w policzkach. Nie mogąc się powstrzymać szturchnął towarzysza łokciem
i zaśmiał się perliście.
- Zakochałeś się w bezdomnym
smarkaczu?
Oczy biznesmana aż otworzyły się
szeroko, a on dosłownie odskoczył od młodszego z oburzeniem na twarzy.
- CO?!
- Oj, żartowałem! – brązowowłosy uniósł
dłonie w geście obrony, ale nie przestawał się śmiać i uśmiechać w iście
żartobliwy sposób. – Nie rzucaj się tak! Wiem trochę…
Ostatnie zdanie wystarczyło, by trochę go
uspokoić. Wciągając papierosowy dym w płuca z powrotem zbliżył się do swojego
rozmówcy, ale już na niego nie patrząc po prostu zastanowił się chwilę nad
jakimkolwiek pytaniem. W końcu jednak zrezygnował i po porostu pokręcił lekko
głową.
- Najlepiej powiedz mi wszystko co
o nim wiesz. Lubisz zdradzać tajemnice ludzi, wiem to.
- A co dostanę w zamian?
- Nie dostaniesz kopa w dupę…
- Kevin…
- No dobra, czego chcesz? –
blondyn spojrzał na niego ze zrezygnowaniem w oczach.
Utalentowany synek Pani Zhang
przez chwilę myślał przysuwając sobie palec do ust w dosyć teatralnym geście.
Fan miał dziwne wrażenie, że to nie zwiastuje nic dobrego. Jaka była jego ulga,
kiedy w końcu usłyszał życzenie chłopaka.
- Numer telefonu do Twojego
najlepszego przyjaciela. Tego… Lu Han’a.
Śmiech, jaki wydobył się z ust
biznesmana rozległ się ec hem po nieco opustoszałych ulicach. Zawsze wiedział,
że Lu cieszy się powodzeniem u mężczyzn, jednak nigdy nie przypuszczałby o
takie zafascynowanie jego osobą właśnie Yi Xing’a. Tamten nie bardzo wiedząc co
tak rozbawiło starszego znowu nieznacznie szturchnął go łokciem w bok.
- Fannie… o co ci chodzi? –
zapytał niepewnie.
- Nic, nic. Niech będzie.
Dostaniesz numer. – to mówiąc nieco opanował swój śmiech, a palcami potarł o
policzki, jakby chcąc je w ten sposób rozluźnić. Przy śmianiu się przecież
pracuje najwięcej mięśni twarzy. A on jednak rzadko się śmiał. – To teraz
gadaj.
***
Obserwowanie śpiącego Wu Fan’a
było jednym z jej ulubionych zajęć. Nie dlatego, że słodko wyglądał, kiedy
spał, lecz dlatego, że wtedy nie mógł nic zrobić. Był nieświadomy. Taki cichy,
pozbawiony całkowicie mechanizmów obronnych. Kiedyś nie robiła tego tak często,
jednak od pewnego czasu zaczynała odczuwać, że coś się zmienia. Coś zmienia się
między nimi, w nim. W niej wszystko było tak jak kiedyś. Ale to on zaczął nagle
stwarzać problemy.
Lu Mei nie lubiła, kiedy ktoś jej
się w jakikolwiek sposób sprzeciwiał, a już na pewno nie jej facet. Nie
człowiek, który przynosił do domu mnóstwo pieniędzy, który był dobry w łóżku,
który był jednym z jej najlepszych życiowych wyborów. Wychodziła z założenia,
że wszystko powinno być tak, jak ona sobie tego zapragnie. A nie tak, jak
pomyśli Fan. I choć od ich kłótni minęło ledwo kilka dni ona zaczynała odczuwać
coraz większe zmiany w zachowaniu partnera. Przecież nigdy jej się nie
sprzeciwiał! A teraz…? Jeszcze kilka godzin temu, kiedy wrócił z pracy, co
prawda później niż powinien całkowicie odmówił kolacji. Odmówił wszystkiego, po
prostu poszedł się umyć i położył się spać. Jakim prawem w ogóle wrócił do domu
później? Gdzie był? Z KIM był? Co robił?
Telefon Chińczyka, który leżał zaraz przy jego głowie na nocnej szafce
co jakiś czas delikatnie wibrował oświadczając nadchodzące wiadomości. Mei z
daleka nie widziała kto jest ich nadawcą, bo siedziała po drugiej stronie
łóżka, ale niesamowicie ciekawiła ją ich zawartość. W końcu kto normalny wysyła
do jej zapracowanego faceta wiadomości o 4:00 w nocy?
Niemalże bezgłośnie wysunęła się
spod kołdry tak, by nawet nie szturchnąć leżącego tyłem do niej mężczyzny i
wstała z łóżka naciągając na szczupłe uda materiał ślicznej nocnej koszuli,
którą dostała na urodziny od brata. Miała jej pomóc w wabieniu Fan’a do łóżka.
W sumie sprawdzała się przez pewien czas. Ale ostatnio przestała… Okrążyła
łóżko na palcach starając się być najciszej jak tylko potrafiła. Na moment
zatrzymała się przy szafce jeszcze dokładnie sprawdzając, czy jej partner aby
na pewno smacznie sobie spał. Jednak skoro nawet wibrujący koło głowy telefon
nie był w stanie go obudzić… Pochyliła się szybko, złapała telefon w długie
palce i odwracając się na pięcie szybko wyszła z sypialni kierując się do
salonu, gdzie mogła w spokoju przejrzeć wszystkie jego wiadomości nie bojąc się
o to, że Wu ją przyłapie. Usiadła sobie wygodnie na kanapie przed telewizorem,
odblokowała ekran telefonu. Pierwszym co zobaczyła było „5 nowych wiadomości
od: Zhang Yi Xing”. Zmarszczyła nieznacznie brwi.
- Czy to nie ten synek sąsiadki…? –
mruknęła sama do siebie, ale zanim spróbowała sobie na to odpowiedzieć włączyła
wiadomość z zaciekawieniem.
Jeszcze nim odczytała jej
zawartość spojrzała w stronę drzwi prowadzących do sypialni. Wu Fan spał. Nie
mógł się obudzić.
„Sorrka, Kevin, zapomniałem
jeszcze, że ma 19 lat!”
Nie do końca wiedziała o kogo może
chodzić, więc od razu przeszła do czytania poprzednich wiadomości.
„Wu… wiesz, że jestem zapominalski…
Podobno chodził do tego samego liceum co my, ale wywalili go po pierwszym roku,
bo opuszczał zajęcia.”
Ta wiadomość również nie wyjaśniła
dziewczynie o kim synek pani Zhang przekazywał informacje Fan’owi, więc brnęła
dalej mając cichą nadzieję, że zaraz wszystko się rozjaśni, jednak każda
kolejna nie dawała jej tej jednej potrzebnej informacji. Dowiedziała się za to,
ze ta tajemnicza osoba ma młodszego brata i jej rodzice zniknęli w niewyjaśnionych
okolicznościach. Ostatnią wiadomość już chciała zostawić, ale ciekawość zżerała
ją za bardzo, więc po prostu ją przeczytała. I o mało nie rzuciła telefonem w
ścianę.
„Lu Han się ze mną umówił! Wiedziałem,
że poleci na mój urok osobisty! Zatańczę dla niego i będzie mój!”
- Lu Han?! – aż zatkała sobie usta
będąc w szoku. Jakiś chłopak, a dokładniej syn sąsiadki umówił się z jej
własnym bratem?! NA RANDKĘ?! To było za wiele. Jak to się mogło stać? Była
przecież pewna, że jej brat jest normalny! A może po prostu zgodził się na to
spotkanie nie wiedząc, że to ma być randka…?
Oddychając głęboko starała się
wyrzucić z głowy myśli o tym, że jej ukochany braciszek mógłby być… gejem.
Postanowiła więcej nie przeglądać telefonu Wu i odłożyć go na miejsce. I tak jak postanowiła tak zrobiła, na całe
szczęście nie budząc śpiącego partnera, co mogłoby skończyć się nieprzyjemnie.
Ułożyła się na swoim miejscu w łóżku, lecz nie usnęła już do samego rana. Była
świadkiem tego, jak mężczyzna budzi się, bierze telefon, czyta zaległe
wiadomości, a potem ubiera się, żeby wyjść do pracy. Cały ten czas udawała, że
śpi. Tak naprawdę jednak zastanawiała się ciągle kto tak w ogóle był tematem
wiadomości, jakie wysyłał Zhang do Wu. Bo choć Lu Han umawiający się z nim na
randkę był szokującą informacją, to ciągle była ciekawa tej tajemniczej osoby.
Może to przez nią Fan był ostatnio jakiś taki… inny…?
***
Nie pojechał do pracy. Lu Mei nie
wiedziała, że wziął sobie wolne na kilka dni. Nikt nie potrzebował tego
wiedzieć. W końcu sam był sobie panem. Zamiast do pracy wybrał się jednak do
piekarni. W domu rzadko jadał śniadania, bo zawsze kiedy wstawał do pracy Mei
jeszcze spała. Wybrał sobie dwie duże bułki słodkie i pączka. I już podchodził
do kasy, by za wszystko zapłacić, ale coś go tknęło… jechał w pewne miejsce,
więc czemu miałby nie kupić więcej jedzenia? Wychodząc z piekarni trzymał w
dłoni reklamówkę. A w reklamówce sześć słodkich bułek i 3 pączki.
Drogę stąd do kawiarni Yi Xing’a
znał już niemal na pamięć, bo ostatnio bywał tam dosyć często. Po kawę. Tym
razem jednak nie miał zamiaru wejść do środka, zagrzać się i wypić trochę
swojej ulubionej panda chiai latte. Wychodząc z autobusu zatrzymującego się
bardzo blisko spoglądał ciągle w stronę budynku przeznaczonego do rozbiórki. Miał
w tym tylko jeden cel. Chciał powiadomić mieszkających tam ludzi o tym, że ich
jedyny dom niedługo zostanie zburzony, żeby zaczęli szukać dla siebie innego
schronienia. W końcu dowiedział się o tym, że oni nic a nic nie wiedzieli. Tak
samo jak nic nie wiedzieli o nich robotnicy. A to wróżyło tylko cos złego.
Zatrzymał się przed wyrwanymi z
zawiasów drzwiami na klatkę schodową i rozejrzał się wokół. Nie wyglądało to na
miejsce zamieszkane przez kogokolwiek na pierwszy rzut oka. Ani przy wejściu
ani głębiej nie było widać śladów jakiegokolwiek życia. Wszędzie za to walały
się jakieś deski, pręty i odpadający od ścian tynk. Stare gazety, mnóstwo kurzu…
Wchodził powoli schodami ku górze. Niemalże wszystkie mieszkania pozbawione
były drzwi, a kiedy do nich zaglądał widział tylko pustą przestrzeń i czasem
stojące pod ścianami porozwalane meble. Im dalej szedł, tym bardziej wątpił w
to, by ktoś faktycznie tu mieszkał. Może robotnicy mieli rację…?
- Co ty tu robisz?
Cichy, chrapliwy głos, który odbił
się echem od pustych ścian sprawił, że Wu Fan odwrócił się błyskawicznie. Ubrany w jego własne ciuchy
chłopak o czarnych włosach i podkrążonych oczach, opierał się łokciem o
wystającą z podłogi belkę nośną i wpatrywał się w blondyna wzrokiem pozbawionym
jakiegokolwiek wyrazu.