Pairing: BaekYeol (prześwity innych)
Uwagi: Jest to tak jakby początek i koniec historii, z niewielkimi elementami środka. Postanowiłam zostawić niektóre sytuacje "w domyśle", bo chcę umieścić je w drugiej części tego FF. Miał to być one shot, ale jedna część w tą czy w tą... xD W każdym razie 2 część będzie uzupełnieniem pierwszej! Wyczekujcie! <3
Zapraszam do czytania!
EX-IST
Droga z uczelni do wynajmowanego mieszkania
niemalże w samym centrum miasta nie była długa. Wręcz przeciwnie – była krótka,
a nawet ładna i przyjemna. Wystarczyło, wychodząc z budynku uczelni przespacerować się w stronę rozciągającego się
nieopodal ogromnego parku, później skręcić w wąską uliczkę, przy której na rogu
mieścił się bar dla gejów, ominąć zawsze leżących blisko kontenera na śmieci
bezdomnych, szczęśliwie nie podpaść wyglądem żadnemu z homofobów, którzy zawsze
się tam kręcili, wejść po schodkach prowadzących do wysoko umiejscowionych
drzwi na klatkę i tada! – było się w domu. Tak, dla Baekhyun’a zdecydowanie
najlepszą częścią drogi do domu był park. Dlaczego? Dlatego, że nie lubił
biegać, a blisko baru dla gejów często mu się zdarzało… wystarczyło ubrać się
trochę lepiej niż zazwyczaj i już, pytanie o problem murowane. Całe szczęście, nauczył się już tego unikać. Nowe ciuchy (które zamiast jedzenia kupował za
pieniądze dostawane od rodziców) chował zawsze do torby i wyglądając jak
ostatni cieć przebierał się dopiero za rogiem, sprawdzając oczywiście wcześniej,
cz caby nikt nie patrzy. W razie jakiś większych imprez, które odbywały się
wieczorami, gdy wracał do domu z uczelni, w zwykłe dresy albo wytarte ciuchy
przebierał się jeszcze w uczelni. Znajomym tłumaczył to zwyczajnym brakiem
wygody. Znali go z resztą pod względem narzekania na wszystko i wszystkich.
Łykali to bez żadnego problemu.
Dni na uczelni zawsze mijały
bardzo szybko. Baekhyun spał na zajęciach, ewentualnie grał w Starcraft’a z
kolegami, oczywiście starając się, żeby zbytnie nie ukazywać swojego entuzjazmu
związanego właśnie rozgrywaną partią, nie chciał przecież podpaść żadnemu
profesorowi. Kiedy jednak nie mógł pozwolić sobie na granie albo spanie…
udawał, że notuje, rysując na ostatnich stronach grubego zeszytu do wszystkich
przedmiotów postacie z bajek, zwierzęta, gołe cycki albo ewentualnie kutasy,
ale te ostatnie najczęściej nie były jego dziełem, tylko któregoś z
zakompleksionych kolegów siedzących obok. Tak, pani profesor od psychologii
zawsze mówiła, że rysowanie męskich członków przez chłopców jest oznaką kompleksów. Dlatego właśnie Baek nigdy nie zniżył się do tego poziomu, by
jakiegoś narysować. No, chyba że w zeszycie Jongdae, kiedy wychodził do toalety
podczas wykładów…
Godzinne przerwy między zajęciami
zdecydowanie należały do jego ulubionych części dnia. Wtedy najczęściej z
kolegami od Starcraft’a wyszukiwał jakiegoś cichego i przyjemnego miejsca z
zasięgiem Wi-Fi, rozsiadał się wygodnie i grał. Czasem Starcraft’a zastępowali
innymi grami, na przykład League of Legends, WoW’em, Guild Wars 2… albo po
prostu leżeli na trawniku pod oknem dziekanatu i zamawiali sobie chińszczyznę w
miejsce znane jako „pod jaskinią lwa”.
Baekhyun wiódł naprawdę spokojne
życie. Spokojne aż do porzygu.
- No i mówię ci, stary… ja to bym
chciał, żeby zaczęło się w końcu coś dziać! – wyjęczał gestykulując zawzięcie,
przy czym lekkim klepaniem w ramię upewniając się, czy aby zajęty pisaniem
jakiś „poważnych notatek” Kyungsoo w ogóle go słuchał. – W liceum to się
działo! A tutaj…? Nuda jak flaki z tym… olejem!
- Dokładnie! – Jongdae siedzący po
prawej stronie brązowowłosego chłopaka o okrągłych policzkach podparł się
łokciem o lakierowany blat długiej ławy. – Mówili, że na studiach zaczyna się
życie… a my tylko chlejemy, żremy i udajemy, że się uczymy…
- Czyli robimy dokładnie to samo,
co na każdym innym etapie naszej edukacji wcześniej. – odezwał się Jongin
siedzący za nimi, kręcąc malutkie kuleczki z papieru i rzucając nimi prosto w
głowę skupionego na notatkach Kyungsoo. Ten zdawał się go kompletnie ignorować.
Wsadziwszy dłonie we włosy, Baek
uderzył lekko głową w blat i znowu wyjęczał coś pod nosem, tym razem jednak
całkowicie niezrozumiale.
- Zorganizujmy jakąś imprezę albo
coś… - powiedział znudzonym głosem chłopak po prawej stronie jęczącego. Jego
mocne rysy twarzy przeciął lekki, rozmarzony uśmiech. – Zaprośmy dziewczyny…
Jongin o mało nie wybuchnął
śmiechem, na co siedzący wokół niego studenci, tak samo uważni jak Kyungsoo
zaczęli go szturchać i posykiwać cicho, dając mu do zrozumienia, żeby się
uspokoił. Odczekując kilkanaście sekund, aż fala oburzenia wszędobylskich
kujonów ucichła, ciemnoskóry brunet wychylił się trochę do przodu, żeby koledzy
z ławy przed nim mogli go dobrze usłyszeć, nawet wtedy, kiedy mówił cicho.
- Może w końcu nasz mały Bacon
pomacałby wtedy trochę prawdziwych cycuszków. Te co ma z tyłu zeszytu nie
bardzo się do tego nadają…
Chichot ludzi siedzących najbliżej
Jongin’a rozniósł się po sali znowu wywołując falę cichego oburzenia kujonów,
jednak tym razem nawet Kyungsoo zachichotał pod nosem na moment przerywając
pisanie i spoglądając kącikiem oka na czerwonego z wściekłości Baekhyun’a.
-Jongin, kuźwa, zastrzelę cię…
- Oj, daj spokój. Czerwienisz się,
jakby ci ktoś do gaci zajrzał – parsknął cicho Jongdae i jeszcze zdążył
zasłonić się ręką, zanim czerwony jak burak przyjaciel zdzielił go grubym
zeszytem.
- Przestańcie, zróbmy tę imprezę,
ale zamknijcie się, ok…? – warknął Baek, spoglądając raz na chłopaka po prawej, a raz
na tego za sobą. Do Kyungsoo się nie odwracał. Wiedział, że ten raczej wolał
słuchać głupot wygadywanych przez tych debili niż w nich uczestniczyć. Był
jedyny normalny…
- No dobra, ale kogo zaprosimy? –
zapytał ciągle przechylony do przodu Jongin starając się mówić w miarę cicho.
Całe szczęście profesor prowadzący wykłady z języka angielskiego był
przygłuchy. Jedynym problemem byli zapaleni uczniowie…
Na kilka chwil zapanowała cisza.
Wszyscy trzej zamyślili się nad pytaniem najmłodszego. Trzej, bo Kyungsoo prawdopodobnie
nie miał innych znajomych oprócz nich. Tak przynajmniej wydawało się Baekhyun’owi.
Był zbyt cichy, żeby się z kimś bliżej kumplować, żeby zawierać znajomości.
- Sehun będzie chciał… Luhan… - ciemnoskóry
zaczął wymieniać na palcach, ale Jongdae od razu przerwał mu machnięciem ręki.
- Jak Sehun, to bez Luhan’a! Znowu
będzie chodził w seksualnej frustracji cały wieczór…
- Oj, nie pierdol, jedna para
gejów w domu cię nie zabije! – Baekhyun nadął lekko swoje już nieco mniej
czerwone policzki.
- Z resztą jeśli Sehun bez Luhan’a,
to ty bez Junmyeon'a. – Jongin uśmiechnął się szeroko, przy czym jego białe zęby
ujrzały światło dzienne. Jongdae w ogóle nieoczarowany tym widokiem jedynie
prychnął i udając urażonego odwrócił się „niby” wracając do pisania notatek.
Tak naprawdę od rozpoczęcia semestru nie napisał żadnych…
- No to Sehun, Luhan, Junmyeon…
może Minseok?
- Nie wiem, czy to będzie dobry
pomysł, Jonginnie… - stwierdził Baek odwracając się do niego bokiem. – Zje nam
całe zapasy żarcia…
- Zamknij się, zapraszamy Minseok’a
i już! – znów ożywił się Jongdae. Odgłos uciszającego syczenia po raz kolejny
rozległ się wokół.
- Dobra, dobra, nie denerwuj się
tak, bo nabawisz się impotencji!
Chłopak o silnych rysach twarzy
tylko uderzył się dłonią w czoło. Już więcej się nie odezwał. Nie miał siły.
- Sehun, Luhan, Junmyeon, Minseok…
ja bym jeszcze zaprosił Yifan’a. – Jongin zamyślił się na chwilę. – Tego
wielkiego co mieszka obok ciebie, Baekkie…
Baekhyun pokiwał głową na zgodę.
- Tak, możemy go zaprosić, jest
całkiem spoko.
- A ja…? – rozległ się cichy i
spokojny głos z lewej Baekhyuna. Wszyscy z zaskoczeniem spojrzeli na Kyungsoo, który
już od dłuższej chwili nie robił notatek. – Mogę przyjść…?
***
- Jak myślisz, Jongdae, Kyungsoo w
ogóle ma jakiś znajomych oprócz nas?
Słońce powoli chyliło się ku
zachodowi, kiedy Baekhyun razem ze swoim przyjacielem ze studenckiej ławy,
liceum, gimnazjum, a nawet podstawówki i przedszkola wracał przez park w stronę
domu. Obaj mieszkali dosyć blisko siebie, jednak mieszkania, które wynajmowali
różniły się. Największą różnicą była ich okolica. Jongdae miał tyle szczęścia,
że nie musiał wozić się jak dres, żeby nie zostać spranym na kwaśne jabłko.
Chłopak przez chwilę przyglądał
się rówieśnikowi, który właśnie upychał do torby z laptopem swoją ulubioną
koszulkę, którą przed chwilą przed wyjściem z uczelni zmienił na zwykłą bluzę
od dresu, nie ubierając pod nią nic.
- Skoro mówił, że weźmie ze sobą
jakąś osobę towarzyszącą, to chyba ma, nie sądzisz?
Lekki uśmiech wypełzł na usta
Bacon’a, gdy ten prostując się uświadomił sobie pewną rzecz.
- Ej, a co jeśli weźmie ze sobą
swoją dziewczynę? – zapytał, a jego oczy rozszerzyły się. – Albo gorzej!
CHŁOPAKA!
Na twarzy Jongdae od razu pojawiło
się zdumienie. A zaraz po zdumieniu ogromne rozbawienie.
- O, nie! Baekhyun! Wyobrażasz
sobie minę Jongin’a?! Przecież on wyjdzie z siebie i sam się zabije!
- Kuźwa, Jongdae! Ty też
zauważyłeś, że on leci na Kyungsoo?!
- PRZECIEŻ OD NIEGO WALI
TESTOSTERONEM ZAWSZE JAK PRZYCHODZI KUJONEK!
- O NIE, JONGDAE… O NIEEEE...
- Ej, czekaj… - chłopak nagle
ucichł i złapał przyjaciela za ramię. Baek uniósł nieznacznie brwi w pytaniu.
Brunet w tym samym czasie palcem wolnej dłoni wskazał coś za jego plecami. –
Zobacz co tam mamy…
Odwrócił się. O mało nie wybuchnął
śmiechem. Jakiś wysoki
chłopak biegał po parku w zimowym płaszczu. Już nawet nie wspominając o tym, że
temperatura wahała się od 20 do 25 stopni… Na nogach miał sandały, przez które
co jakiś czas zatrzymywał się, żeby wysypać z nich piach, trawę i inne śmieci,
jakie nazbierały się tam od szaleńczego biegania. Biegania za piszczącymi
kobietami. Pod płaszczem był kompletnie nagi.
- O, Boże, Baekhyun, czy ty to
widzisz…?
Chłopak w płaszczu biegnąc za
nieznajomą kobietą zwolnił nagle i kiedy się odwrócił koleżanka ofiary
przywaliła mu torebką w głowę. Gigant zatoczył się nawet nie zdążając zasłonić
pewnych części swojego ciała i zanim zdołał przywrócić sobie równowagę obie
uciekły. Ten ze smutną miną oparł się o drzewo. Szukał kolejnych…
- Jongdae… pamiętasz co mówiła pani profesor na psychologii?
- Że ekshibicjonistę najłatwiej
zniszczyć ekshibicjonizmem?
- Dokładnie…
Jongdae od razu popchnął
przyjaciela w stronę stojącego nieopodal nieznajomego, a kiedy Baek bez wahania
jak gdyby nigdy nic ruszył w tamtym kierunku, nie mogąc się powstrzymać aż
zaklaskał w dłonie i zgiął się w pół tłumiąc śmiech.
- Jezu, nie wierzę, on to zrobi!
Wysoki chłopak stojący pod drzewem
wyglądał naprawdę młodo. Miał zadbane, ciemne włosy, był przystojny… Co prawda, kiedy
ganiał za dziewczynami z jajami na wierzchu wyglądał już raczej jak szalony
idiota z przerażającym uśmiechem, ale kiedy z powagą na twarzy wyszukiwał
kolejnego obiektu swojego zainteresowania był naprawdę facetem godnym uwagi.
Nawet wystające spod ciemnych włosów uszy, które zdawały się być rosnącymi z
głowy skrzydłami, nie umiały zniszczyć tego wrażenia. Takie wrażenie miał
właśnie Baekhyun, kiedy podchodził coraz bliżej.
W jednej chwili poczuł na sobie
jego wzrok. Usłyszał za sobą kroki, łamane pod sandałami na wielkich stopach
gałązki, leżące na dróżce przecinającej park. Odetchnął głęboko, ale ledwo
zauważalnie. Wtem odwrócił się.
Zobaczył go w całej okazałości.
Nagiego od stóp (pomijając sandały) do głów. Z szalonym uśmiechem na ustach,
płaskim brzuchem, ledwo widocznymi mięśniami, kłębkiem czarnych włosów bardzo
nisko pod pępkiem… i stojącym na baczność penisem. Do tej pory pewien siebie
Baekhyun zbladł. Nieznajomy zauważył to i szczerząc swoje białe jak śnieg zęby
wystrzelił biegiem w jego kierunku. Niższy już miał zacząć krzyczeć i uciekać,
kiedy przypomniał sobie cel swojego podejścia bliżej.
- Choć, ogierze! Będziemy się
pieprzyć! O taaaaaak! – wykrzyczał nagle i wyszedł mu naprzeciw szybko
rozpinając bluzę. Zdjął ją wręcz błyskawicznie i rzucił na bok, zdecydowanym
krokiem idąc teraz prosto na wielkoluda. – Jestem taki napalony!
Szalony uśmiech z twarzy chłopaka
zniknął, a w wielkich oczach lekko przysłoniętych przez zbyt długą grzywkę
pojawił się strach. Nie minęło kilka sekund, a ekshibicjonista otulając się
szczelnie płaszczem z krzykiem uciekł robiąc slalom między drzewami.
Minęło kilka sekund do momentu, w
którym Baekhyun uświadomił sobie, że słowa pani profesor były prawdą.
Jongdae delikatnie mówiąc
popuścił.
***
- JA NIE WIERZĘ, ŻE TO ZROBIŁEŚ! –
wykrzyczał Jongin, siadając ciężko z butelką piwa prosto na podłużną kanapę
mieszczącą się w salonie, w domu Jongdae. To właśnie tutaj przyjaciele
postanowili zorganizować domówkę. Jedni mieszkali w akademikach, Baek miał
nieprzyjemną okolicę… to właśnie tu było najbezpieczniej. – I co, spierdolił?
- No przecież ci mówię! – zawołał starszy,
lekko nadymając policzki. Przysiadł sobie na krawędzi stołu, ale zaraz Luhan
zrzucił go z niego, krzycząc, że to słaby mebel i się rozwali.
- Stary, wstyd się przyznawać, ale
posikałem się ze śmiechu! – Jongdae siedzący na podłodze przy kanapie po raz
kolejny roześmiał się w głos i wpakował do ust garść kukurydzianych chrupków,
których chyba kilogramy przywiózł Sehun. Oczywiście wszyscy wiedzieli, że
przywiózł je dlatego, że Luhan takie lubił…
- I tak po prostu zacząłeś się
przed nim rozbierać?! O kuźwa, jakie to pedalskie! – zajęczał ciemnoskóry, ale
zaraz uniósł ręce do góry, bo został zgromiony wzrokiem Sehuna. Ten natomiast
zaraz po skarceniu starszego również się roześmiał.
- Baekkie… - zaczął Luhan swoim
delikatnym, ciepłym głosem. – A nie bałeś się? A jakby cię zgwałcił?
- Nie zrobiłby tego, bo
ekshibicjoniści boją się ludzi, którzy okazują zainteresowanie, a nie strach. –
wyjaśnił spokojnie Baekhyun.
Impreza tak naprawdę jeszcze się
nie zaczęła. Wszyscy zaproszeni jeszcze nie przyszli, jedzenie zamówione przez
telefon jeszcze nie przyjechało… ale to nie przeszkadzało chłopakom w tym, żeby
już teraz zacząć pić! Jongin i Jongdae pierwsi sięgnęli po alkohol mówiąc, że
im szybciej zaczną, tym impreza będzie mniej drętwa na początku. Luhan szykował
w kuchni przekąski, co jakiś czas wnosząc je do salonu, Sehun chodził za nim
jak duch. A Baekhyun, przybyły kilka minut wcześniej, od razu zaczął te
przekąski jeść. Wszyscy zawsze się z niego śmiali, ale trudno było mu odmówić
darmowego jedzenia. Nawet darmowe saszetki z keczupem wynosił z barów…
Yifan, jego sąsiad
kanadyjsko-chińskiego pochodzenia zjawił się niedługo po nim. Był wielki,
zawsze dobrze ubrany. Na pierwszy rzut oka zawsze sprawiał wrażenie zapatrzonego
w siebie faceta, który uważa, że jest cool, choć tak naprawdę był zwykłą,
krótkowłosą sztalugą, która nie miała koordynacji ręka-noga i waliła głową w
każdy zwisający z sufitu żyrandol, jaki tylko napotkała na swojej drodze.
Oczywiście niechcący. Przyprowadził ze sobą dwóch kumpli. Tao i Yixing’a.
Podczas, kiedy Yixing i Yifan od razu zakumplowali się z również Chińskiego pochodzenia Luhan’em, co
zaowocowało wyłożeniem flaszek i kolejnej porcji żarcia na stół, Tao trzymał się
nieco z boku wszystkiego. Dopiero kiedy przyszedł Minseok razem z Junmyeon’em czarnowłosy Chińczyk o urodzie seryjnego zabójcy albo wojownika ninja
nieco się ożywił, gdyż okazało się, że doskonale znał tą dwójkę. I mimo, że
jego koreański był na poziomie dziecka z podstawówki dobrze się z nimi
dogadywał. Baekhyun również znalazł z nim wspólny język. Nie minęło dużo czasu,
a stali obaj przed telewizorem i grając w boks na Kinect’cie po kilku kieliszkach
o mało nie zabijali się o własne nogi, podczas kiedy nawet mistrz sztuk walki,
jakim okazał się Tao potrafił uderzyć sam siebie.
Było zabawnie. Noc ledwo się
zaczynała, a pijany Luhan spał na kolanach Sehun’a, z którego wszyscy mieli
niezły ubaw, bo nawet kiedy cholernie mocno próbował, nie potrafił ukryć
erekcji, jaka odznaczała mu się na spodniach zaraz przy twarzy śpiącego
Chińczyka. Tylko Jongin chodził niespokojny po całym mieszkaniu…
Ciągle nie było Kyungsoo.
Dochodziła już 23:00. Głośna
muzyka nie pozwalała pijanym chłopcom iść spać, wszyscy albo tańczyli, albo
grali w gry przed telewizorem. Nie było czasu na spanie!
Nagle rozległ się dzwonek do
drzwi. Jongin pierwszy pobiegł zobaczyć kto przyszedł. Jaka była jego radość, kiedy
w drzwiach dostrzegł niższego od siebie chłopaka o mlecznej skórze, którego
zapięta pod samą szyję koszula w kratę aż prosiła się o rozpięcie! Był tak
szczęśliwy (i pijany), że nawet nie zauważył gościa, którego Kyungsoo
przyprowadził ze sobą. Po prostu wpuścił ich obu do środka i nie zwracając na
nic uwagi zaciągnął starszego kolegę ze studiów do salonu, gdzie siadając z nim
na kanapie od razu zaczął nalewać mu alkohol do czystych szklanek.
Baekhyun czuł, że jest mu
niedobrze. Wiedział, że mieszanie nie jest zbyt dobrym pomysłem, ale nie
potrafił sobie odmówić, kiedy stojące przed nim piwo pachniało cudownym
chmielem, gdzieś obok słodkie wino lśniło w blasku małej lampki, trochę dalej
malibu machało do niego małą, kokosową rączką… oj, nie mógł się powstrzymywać.
Teraz, idąc do łazienki, żałował.
Od razu odechciało mu się
wymiotować, gdy dostrzegł przed sobą faceta z parku. Prostując się, z wielkimi
oczami dostrzegł te same, ciemne oczy wpatrujące się w niego z ogromną zawziętością,
białe i wyszczerzone zęby w szerokim uśmiechu. Sam wzrost nieznajomego był
charakterystyczny, bo choć w domu mieli już dwóch wielkich Chińczyków… to ten
oto człowiek mógł im dorównać. Ciemne włosy, tym razem przylizane na bokach i
uniesione do góry odsłaniały całą jego twarz.
- Cześć. Jestem Chanyeol.
Przyszedłem z Kyungsoo. – odezwał się gigant, a Baekhyuna aż ścisnęło w
żołądku.
***
- Orzygałeś cały przedpokój, nogi
Chanyeola, Minseok’a, który próbował zaciągnąć cię do łazienki, a potem zamiast
do kibla zerzygałeś się do wanny i usnąłeś na podłodze. – oznajmił spokojnie
Jongdae przygotowując dla siedzącego przy stoliku w kuchni Bacon’a kubek
gorzkiej herbaty na kaca.
Baekhyun czuł się najgorzej na
świecie. Bolała go głowa, brzuch, było mu niedobrze i miał ochotę położyć się
spać mimo tego, że był świadom, iż z imprezy odpadł jako pierwszy.
- Nic mi nie mów… - mruknął słabym
głosem i oparłszy się łokciami o blat zakrył sobie głowę rękami.
- Ależ będę! Bo czeka cię
sprzątanie przedpokojuuuu… - zawołał melodyjnie brunet, choć jego przyjacielowi
nie było zbyt do śmiechu. Widząc to Jongdae jedynie się uśmiechnął i usiadł
obok niego podając mu kubek z herbatą. – Żartowałem. Chanyeol sprzątnął.
Pogrążony w kacu chłopak uniósł z
trudem głowę, a w chude palce złapał gorący kubek i bez namysłu przytknął sobie
go do ust. O mało nie poparzył sobie języka, ale w ostatniej chwili odsunął
gorący napój, krzywiąc się.
- I jak się bawiliście beze mnie…?
– zapytał niby od niechcenia, ale był naprawdę bardzo ciekawy.
- Kuźwa, nic nie mów! To było największe gay-party ever! To było wszystko podejrzane odkąd zauważyłem, że nie przyszły
żadne dziewczyny, ale później… - brunet pokręcił głową jakby z niedowierzaniem.
- Kto z kim?
- Sehun z Luhan’em, Jongin z
Kyungsoo o dziwo… Yifan z Tao… Tylko ja, Yixing, Minseok, Junmyeon i Chanyeol nic
nie robiliśmy!
- Kłamiesz, Junmyeon zrobił ci
malinkę na szyi…
- Kuźwa!
- Chłopaki, ciszej, bo mi łeb
napierdala żywym stadem jednorożców… - Jongin wchodzący do kuchni nie miał na
sobie nic oprócz bokserek. Łatwo było zauważyć podrapane ramiona i okolice
bioder. Baekhyun nawet mimo okropnego kaca musiał się z tego zaśmiać. – Czego
się cieszysz?
- Miałeś udaną noc, widzę… -
uśmiech malujący się na ustach Bacon’a szybko został zakryty kubkiem z herbatą.
Jongin wywracając oczami skierował
się w stronę lodówki.
- Ty się nie ciesz, bo sam wcale
nie jesteś lepszy.
Lekko mrugając, Baekhyun
przechylił głowę pytająco. Zauważywszy to Jongin tylko spojrzał na Jongdae, a
ten bez żadnego wahania zwrócił się do przyjaciela z kacem.
- Spałeś z Chanyeol’em.
Gorąca herbata z ust chłopaka
wylądowała na kolanach Jong’a.
- CO?!
- No… znaczy wiesz. TYLKO spałeś,
bo powiedział, że się tobą zaopiekuje, nic więcej. – wzruszając lekko ramionami
Jongin rzucił w stronę oplutego przyjaciela kuchenną ścierką, żeby się wytarł. –
Ale nie mówiłeś, że Chanyeol to ten sam koleś, który gonił cię z kutasem po
parku.
Policzki Baekhyuna bardzo szybko
robiły się czerwone, kiedy tylko uświadamiał sobie rzeczy, jakich do tej pory
nie pamiętał. Na widok Chanyeol’a orzygał się jak ostatnia sierota. Potem na moment
przysnął na podłodze w łazience. Potem z czyjąś pomocą poszedł do łóżka i
położył się. Ktoś leżał z nim i pilnował, żeby nie obrzygał się po raz kolejny
i na czas wstał z łóżka. Tym kimś był Chanyeol… ekshibicjonista…
Wstał. Zrobił to z trudem, bo od
razu zakręciło mu się w głowie, ale wstał. I wyszedł z kuchni. Czuł się, jakby
szedł przez jedno wielkie pobojowisko. Wszędzie walały się butelki po alkoholu,
pudełka po chińszczyźnie i pizzy, czyjeś ubrania, buty, gdzieś w rogu
przedpokoju zobaczył nawet parę skarpet. Ale nie zwracał na to uwagi. Wpadł do
salonu jak burza!
Stanął wryty jak w szoku. Nikogo
nie było. Zaczął plątać się w kółko, sprawdzać każdy kąt mieszkania, ale nikogo
nie było. Wiedział jedynie o Kyungsoo śpiącym w sypialni Jongdae, gdzie pewnie
w nocy zajmował się nim Jongin. Ale oprócz niego… było pusto.
- Kurwa…
***
- Bacon, wyglądasz, jakbyś zaraz
miał się zesrać - stwierdził Jongdae
swoim melodyjnym głosem, jak zwykle razem z nim wracając po „ciężkim” dniu na
uczelni do domu.
- Zamknij się…
- Boże, Baek, on już tu nie
przychodzi i nie biega goły jak debil, więc czemu zawsze jak wracamy do domu
wyglądasz, jakby ktoś ci chciał wsadzić w dupę korek i gmerać nim jak palcem w nutelli?
Niższy strzelił mu łokcia pod
żebra i odetchnął głęboko. Jongdae nie wiedział. Nikt nie wiedział.
Nikt nie wiedział, że w domu
czekał na niego olewający edukację chłopak, żrący chipsy przed telewizorem w
samych gaciach i bekający alfabet po
wypiciu coli.